(...) Nigdy nie odpuszczamy - mówił Nocny Wędrowiec. Do końca. Dopóki żyjesz, walczysz. Dopóki możesz myśleć, walczysz. To umysł jest bronią. Reszta to narzędzia. Nie mają znaczenia. Można je zrobić, zdobyć, albo zastąpić" ( "Pan Lodowego Ogrodu" J.Grzędowicz)
O mnie
- Ksena
- Łódzkie
- Xena - wojowniczka, która po długiej drodze zabijaki, pirata i herszta, opowiada się po stronie dobra. Rozpoczyna walkę ze wszystkim co poprzednio było jej codziennością. Staje się postacią pozytywną. /Tak jej się przynajmniej wydaje :)/ T2N2M0 G3 to moje symbole rozpoznawcze w świecie medycyny. Od lipca 2012 prowadzę dodatkową walkę z przerzutami do kości (tak, żeby mi się nie nudziło). Od lipca 2014 bujam się z przerzutami do wątroby... Napisz do mnie: ksena@op.pl
czwartek, 19 czerwca 2014
393. kilka słów o chemii
Krótka opowieść moja o tym, co i jak się czuje podczas wlewu chemioterapii.
Uświadomiłam sobie, że mimo najszczerszych chęci ten, który nie przeszedł tej drogi - nie zrozumie.
Raz na jakiś czas ktoś mnie pyta - no, ale konkretnie to co cię boli? Albo: a jak się czujesz w trakcie chemii? Albo: a jak już jesteś PO chemii - to znaczy, że już będzie dobrze?
Nie są to złośliwe pytania. Tak samo ja nie odpowiadam złośliwie. Po prostu, wiedza, a odczucia mijają się w parze. Każdy z nas wie, że chemioterapia to coś nieprzyjemnego, ale każdy pacjent inaczej przechodzi wlew, a patrzący z boku nie zawsze zauważy "o co chodzi".
Z mojego punktu widzenia wygląda to mniej więcej tak:
Za każdym razem, kiedy podjeżdżam pod drzwi CO w Łodzi, moje poczucie wartości życia chowa się za moimi plecami. Czuję się jak przed walką na ringu, mając coraz mniej siły, czując się coraz bardziej niepewnie. Przechodzę przez drzwi jak przez wrota do piekła, widzę tłum ludzi stojących w różnych kolejkach. Melduję się na Izbie, że oto jestem i idę pobrać krew. Jestem z reguły głodna, gdyż wcześnie wstaję, jestem zestresowana i nieprzystosowana do otoczenia. Ale kiedy już mogę zjeść - zapachy szpitalne i otoczenie oddziału chemioterapii ... słabo mi idzie to jedzenie wtedy jakoś...
Potem czekanie. Dwie, trzy godziny, na wizytę u lekarza prowadzącego. Szybko i na temat. Decyzja, czy jest chemia czy jej nie ma.
Jest! To siadaj i czekaj dalej. Lekarz musi wypisać zamówienie, wysłać do apteki.
Siedzenie mnie męczy. Jeśli jestem sama na sali ambulatoryjnego podawania chemioterapii (rzadko, ale bywam) to różne akrobacje wyczyniam na fotelu, żeby kręgosłup przez chwilę odpoczął.
Męczy mnie samotność. Jestem dostarczana z punktu A do punktu B, ale swoją traskę przechodzę sama, bo przecież MM nie rzuci pracy, a moje przyjaciółki też raczej muszą pracować i dzieci pilnować..
Około 12 -13 zdarza mi się dostać chemię, dzięki zapobiegliwości mojej zaprzyjaźnionej pielęgniarki - :*.
Chemia "leci" ok 2 godzin. Kontaktuję się z MM, planujemy logistykę operacji powrotu ;), ok. 15-16 jestem gotowa do odbioru.
Wracam do domu. Zaczynam się kręcić. A to siku, a to myję ręce co rusz. Śmierdzę.
Jestem niespokojna i opryskliwa, gdyż wszystko wokół mnie denerwuje.
Testuję do granic możliwości cierpliwość Moich Swoich.
W końcu znikam z oczu wszystkim, wmawiając sobie, że sen mi pomoże.
Poranek jest ciężki. Czuję, że żołądek kręci się jak bęben pralki, głowa boli, o jedzeniu nie ma mowy.
Kiedy już wmuszę jakieś "śniadanie", szybko biorę leki i muszę się położyć, gdyż czuję brak sił. Jeżeli nie zdążę zjeść, to po prostu rzygam nieszczęśliwa prosto do kibla. Ale bardziej urozmaicone rzyganie jest po jedzeniu. Większa fantazja. Ułańska!
Nie mogę spać. NIE MOGĘ KURWA SPAĆ!
Szukam zajęcia, ale tak naprawdę wszystko mnie męczy. Męczy mnie komputer, telefon, smsy, połączenia, nie chce mi się z nikim gadać, często uprzedzam po prostu: nie dzwoń, bo i tak nie odbiorę.
Mam nadzieję (zawsze!), że na drugi dzień będzie inaczej. Jest. Gorzej. Kręci mi się w głowie, mdli mnie na sam dźwięk lodówki, telefon wyciszony spoczywa gdzieś na dnie torby, nie mam na nic ochoty.
To jest taki stan podobny do kaca. Boli mnie wszystko, łącznie z łupieżem na głowie. Chemia "wyłazi" przez pory skóry, powodując moje wrażenie smrodu wokół mnie, jest wydalana z moczem, więc z wc uciekam w podskokach, podrażnia przewód pokarmowy i jamę ustną - dobijając mnie siarką na języku, czyli jednym wielkim smrodem z wewnątrz...
I tak stan ten trwa około tygodnia u mnie. Stan, w którym nie chce się mi żyć.
Organizm, który przyjmuje którąś tam z rzędu dawkę chemii - ma dosyć leczenia. Psychicznie i fizycznie.
Przecież za każdym razem staję na ringu! Ciut słabsza, ale jestem. A nikt mi nie zagwarantuje, że to mi pomoże, tak? To mnie demotywuje.
Każdy dźwięk czasami aż boli mnie w środku.
Każda czynność wykonywana jest przeze mnie dwa razy wolniej.
Bo dwa razy szybciej się denerwuję, gdy się ten stan przedłuża :).
To tylko garść informacji.
Długofalowe skutki chemioterapii to ogólne osłabienie, kołatanie serca, skoki ciśnienia, brak apetytu, depresja, problemy z jelitami (zaparcia lub biegunki), uczucie zimnych potów, itp. Należy odpoczywać, pić wodę i niczym się nie denerwować.
*
Leżę więc.
Odliczam dni, kiedy jedzenie przestanie być papierowe i bez smaku, a nos będzie łapał ładniejsze zapachy.
Z przyjemnością porozmawiam przez telefon, wyjdę na powietrze, posmakuję jakiegoś przysmaku.
Wszyscy tak dbają o mnie, już czekam na małą porcję...bobu :D
*
Smacznego weekendu!
Ksena <3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Madziu chce Ci podziękować za szczerość,za to ze zdobylas sie na tak jakby nie patrzyl bardzo intymne,osobiste zwierzenie..Wiesz,kiedy dokladnie wczytywalam sie w Twój.opis tego wszystkiego czego doświadczasz,przez chwile poczulam sie jakbym byla Tobą..dzięki temu jeszcze bardziej rozumiem te udrękę..(no bo jak to inaczej nazwac?)przez jaką przechodzisz i raz jeszcze podkreślę,ze Twoja walka jest godna podziwu,jestes odważna,wlasnie...ODWAZNA..nie wiem co jeszcze dodać...Podziwiam Cię Kochana,powinnaś byc wzorem szczególnie dla tych którzy zrezygnowali z walki,obawiając sie wlasnie tego o czym napisalas..Nasza Kochana Dzielna Kobieta..
OdpowiedzUsuńa wiesz z czym mi sie kojarzy wchodzenie na chemię?
OdpowiedzUsuńze skokiem z wilkiej wysokosci w otchłań
a najgorsze było poczucie, że robię to z własnej woli
przemykała myśl, a może zwiac???
<3
Rybenka,ale nie wiejesz...DZIELNE JESTEŚCIE!!
OdpowiedzUsuńTutaj coś miłego../mam nadzieję/moj mąż mówi ze to dyskoteka,a niech tam...
http://www.youtube.com/watch?v=r_0sL_SQYvw
tchurzostwo za wysoko kosztuje...
UsuńMasz rację, nie wiem co to znaczy chemia. Twój opis może uświadomić wiele i z czym się je tego sraka.
OdpowiedzUsuńJestem również miłośniczką bobu, uwielbiam z masełkiem lub boczkiem :).
Dziękuję :).
Muszę jeszcze cos dodać,po tylu latach przypomniałam sobie o tym przepięknym,urokliwym utworze..
OdpowiedzUsuńDla Ciebie Madziu,niech utuli Cię do snu..NIECH...
http://www.youtube.com/watch?v=a_sbE6tm_cU
Dlatego nigdy, przez czas chorowania taty czy bratowej nie odważyłam się powiedzieć- wiem co czujesz, ale dasz radę; bedzie dobrze i tego typu frazesy. Uważam bowiem, że stawienie czoła chemioterapii i to długotrwałej to jak potężna walka, wpadanie w przepaść itp.
OdpowiedzUsuńChylę czoła, trzymam za łapkę, uśmiecham się wirtualnie do Ciebie, i mam nadzieję, że jutro będzie ten lepszy dzień :):):)
Wszystko to do dupy, ale trzymasz się super. Życie w końcu to tylko wdech i wydech, dzień i noc- zatem nie różnisz się od reszty. Mam nadzieję, że dasz rade przetrwać następną chemie i następną. W końcu na tym polega ta droga- robiona małymi krokami. Ja w Ciebie wierzę.
OdpowiedzUsuńZatyka mnie i nie wiem, co napisać. Tak mało możemy zrobić... Tak bardzo staramy się codziennie dać ci znać że jesteśmy z tobą a tak bardzo sama musisz walczyć. Jednak jesteśmy <3
OdpowiedzUsuńMy bez tych przejść nie jesteśmy w stanie tego odczuć. Możemy tylko starać się być kiedy jest tak chemicznie i uważać na Twoje powroty.
OdpowiedzUsuńtulaski :)
Madziu, nawet nie wiem, co napisać. Każdego dnia jestem z Tobą!
OdpowiedzUsuńProza życia. Wydaje mi się, że kto musiałby - ten by dał radę.
OdpowiedzUsuńJa zwykle muszę sobie często wtedy przypominać swoją motywację.
Jak mantrę. Po co, dla kogo, itp.
Ważne jest otoczenie.
Dlatego często Wam powtarzam - dajecie mi MOC swoimi literami.
Dodając do tego Moich Swoich i Przyjaciół - jest naprawdę nieźle.
Ściskam Was w ten pochmurny i zmienny pogodowo dzień.
Dziękuję, że Jesteście i nie uciekacie z krzykiem :)
Zawsze stawiam na szczerość <3 :*
Madziu ,mówią ,że człowiek zniesie wszystko oprócz jajka - kiedyś brałam to trochę z humorem - a teraz wiem ,że to najprawdziwsza prawda, całe nasze życie to walka....
Usuńniesamowite jest to co piszesz, że te litery dają Ci moc
Usuńbo zapewniam, że ja swoją moc znajduję w Twoich literach
Najchętniej wysłałabym do Ciebie pudełko kiciusiów, które bombardowałyby Ciebie swoimi puszystymi ciałkami kulkami :*
OdpowiedzUsuńDo niedawna czytałam Twój blog jako osoba z zewnątrz. Dziś jestesmy po tej samej stronie, moja diagnoza to rak odbytnicy z przerzutami do wątroby i płuc. Rokowania niekorzystne, nieoperacyjne guzy. To,co piszesz o procedurach chemii dziennej to horror. Ja na szczęscie mieszkam w Holandii. Zakończylam juz wlewki, została chemia doustna. Wlewki miałam co 3 tyg przez 5 godz. Tutaj procedura jest taka: pobranie krwii i wizyta u lekarza w tyg bez chemii, na określoną godz, bez niepotrzebnego czekania. Dostawalam zgodę na wlew i w poniedziałek rano szlam do szpitala, czekała na mnie sala i łózko(są też fotele, ja wybrałam łóżko). Zadnych zbędnych procedur, wszystko jest zrobione tak aby pacjent miał jak największy komfort. Wspaniały personel, pokoje 2 osobowe z wc i prysznicem, gorące napoje, sniadanie, obiad na życzenie. I gdyby nie igla z chemia wbita w ramię, to moznaby pomysleć że jest się w pensjonacie a nie w państwowym szpitalu. Cieszę się,że leczę sie w Holandii, przynajmniej mam komfort. Monika
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Monia!
UsuńCieszy mnie Twój komfort.
UsuńTrzymaj się, ściskam.
Zazdroszczę..w Polsce. leczę się w Gliwicach, jest tak jak pisze Ksena...ale ..najważniejsze aby pomogło..resztę przetrwamy:)
UsuńA ja wiem jak to jest- jakbym sama pisała ten tekst zimą 2011.
OdpowiedzUsuńI teraz największym i jedynym marzeniem jakie mam jest nigdy już tam nie wrócić.
I zaprawdę powiadam Wam- nikt nigdy tego nie poczuje i nie zrozumie dopóki sam nie będzie musiał tego przejść.
A biorąc pod uwagę fakt,że cholerstwo się szerzy jak epidemia statystycznie można powiedzieć,że część z osób tego bloga czytających będzie mogła przeżycia Kseny skonfrontować na własnej skórze,czego nikomu nie życzę.
Trzymaj się Ksena,ponoć optymizm i szczęśliwość skutecznie tego sraka niszczą od środka wg teorii simontonowskiej czy jakoś tak,więc tego Ci życzę:)
Bliżej otchłani- piekielne leczenie...., nie każdy musi przechodzić, nie każdy- trzeba wcześniej zadbać o sobie, wcześniej. Można tego paskudztwa uniknąć.
OdpowiedzUsuńW przychodni, gdzie się leczę, pierwszeństwo mają ludziska na chemię, wizyta jest zawsze umówiona i nie czeka się godzinami.. Przynajmniej tu jest jakoś inaczej..
Przytulam Cię do serca, wiem co czujesz ...., przytulam .
A co masz na myśli pisząc,ze mozna uniknąć tego paskudztwa,dbając o siebie..tzn.te osoby które borykają się z rakiem,nie dbaly wcześniej o siebie?..Akurat chyba przy tej chorobie nie ma zlotego sposobu aby jej zapobiec.
Usuńznam kilka osób, które bardzo dbały o siebie, pilnowały zdrowego żywienia, ruszały się, nie unikały badań profilaktycznych, a i tak zachorowały na raka ...
Usuńnie ma sposobu
trochę pojechałaś, co ?
UsuńOlguś ,dobrze napisałaś ,jakby był sposób to nie było by chorych...
UsuńNiestety nie mamy kontroli nad wszystkim... Jedna z niewielu rzeczy, jakie mozemy kontrolowac to nasze slowa...
Usuńno to mnie zaciekawiło....
UsuńWitaj Kseno Wielka ;-) Daruję sobie pisanie, że biedna, że żal mi Ciebie bo to każdy pisze i wiadomo, że tak jest. Gdybym miała czarodziejską moc to bym zabrała od Ciebie tego sraka, to osłabienie i gówniane samopoczucie. To niesprawiedliwe, że ludzie muszą tak cierpieć, aby walczyć o każdy kolejny dzień z bliskimi. Wiem, że dla takich skarbów warto przez to przechodzić, ale ten stan dołuje, przytłacza, wypompowuje z człowieka tak wiele sił. Przesyłam moc, taką duchową jak zawsze i ściskam mocno.
OdpowiedzUsuńMadziu, tulę delikatnie. Jestem sercem z Tobą i MOC wysyłam i wysyłać będę cały czas!!!!! :***
OdpowiedzUsuńJestem, śle MOCE, wszystkie, które posiadam, trzymaj się kobieto:):):)
OdpowiedzUsuńMadzia, ja Cię po prostu cholernie lubię..!
OdpowiedzUsuńKseno....tulę Cię całym serduchem:***
OdpowiedzUsuńMagda, czytam od kilku miesiecy, dzisiaj pierwszy raz się odzywam. Trzymam kciuki, żeby się udało jak najdłużej. Sama przez to przeszłam, bez chemii, tylko z radioterapią - bez przykrego leczenia, ale wciąż ze stresem co dalej. Na razie wydaje się ok i mam nadzieję, że tak zostanie. I wcale nie o mnie tu chodzi, ale o moją rodzinę. I ja Babcia mi płacze, że starość jest kiepska, to zawsze myślę, że mam nadzieję, że uda mi się doświadczyć.
OdpowiedzUsuń... dali Wam wódkę i dyskotekę ,żebyście nigdy nie chcieli krzyczeć... tak śpiewały Zielone Żabki
OdpowiedzUsuńMadziu ,chciałabym żebyśmy mogły potrzymać się za łapki.
Dobrej i spokojnej nocy Kochana :*******
... a resztę dośpiewał mi MM !
Usuń:*
Madziu to super, pozdrówka dla MM :)))
UsuńMoże kiedyś pośpiewamy razem :***
Ściskam. Rzadko piszę, ale zawsze czytam. Dziękuję za ten wpis, otwiera oczy.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się przydało moje wylanie pomyj.
UsuńŚciskam !
:):):)
OdpowiedzUsuńKsenus,czytam cie od bardzo dawna,ale nie ujawnialam sie.
OdpowiedzUsuńRok wczesniej niz ty zachorowalam na raka,wiec moge powiedziec,ze cie rozumiem(napewno nie do konca,ale rozumiem). Strasznie mocno ci kibicuje,
Strasznie mocno cie uwielbiam. Jestes taka piekna i madra kobieta.
Jestes w moich myslach kazdego dnia. Trzymaj sie dzielnie wojowniczko
Kochana jak tam noc, lepiej niż ostatnio?
OdpowiedzUsuńBuziaki dla Was :****
Dzieki za ten opis... wiele wyjasnia.
OdpowiedzUsuńTrzymaj sie mocno, sle niedzielna i sloneczna MOC! :)
Buziaki
Aby jak najszyvciej się skończyła ta chemia ..ja właśnie biorę taksany....tyle za nami..tyle przed nami....Ale najważniejsza chwila dnia codziennego!!! Uściski!!!
OdpowiedzUsuńNie uciekamy i nie uciekniemy. Jesteśmy i wszyscy co są to z pewnością czują niemoc wobec tego co Kochanie opisujesz a raczej wobec tego co przeżywasz bo chcemy pomoc. Tylko jak do jasnej cholery jak? Jesteśmy zatem i wysyłamy dobre myśli, uśmiech choć ta piekielna niemoc targa naszymi myślami. Jak pomóc jak, no jak.....
OdpowiedzUsuńTak ta bezradność wobec tego.wszystkiego jest dobijająca...Pomoc mozemy slowem,wsparciem i empatią...ale to tak żałośnie mało..
OdpowiedzUsuńKochana spokojnej,przespanej nocy..
Czytam od prawie samego początku .... Nigdy wcześniej nie zabierając głosu sądząc właśnie ,,co ja mogę na ten temat wiedzieć , jak tu zabrać głos " .Byłam z Chustką ,przeżywając jej każdy wpis .Dziś żałuję, że nie śmiałam odezwać się zabrać głosu sądząc - nie zrozumie zdrowy chorego ....Dzisiaj już tego nie nadrobię.Dlatego jestem z Tobą i mówię Ci o tym .Łapię za rękę ,bo uświadomiłaś mi dzisiaj jakie to ważne ,że rozumiesz naszą niewiedzę ,mądrze przybliżasz problem,otwarcie mówisz o tym co inni omijają szerokim łukiem ....Wpisem o planowaniu ,,ostatniej drogi " formie pożegnania pokazałaś wszystkim że jesteś NIESAMOWITĄ KOBIETĄ ,MATKĄ ,ŻONĄ ,CZŁOWIEKIEM .Chylę czoła .Powodzenia Wielka Wojowniczko ....
OdpowiedzUsuńKiwi,bardzo dobrze że zdecydowalas sie na wpis.Mądre i piękne rzeczy napisałaś..na pewno Madzia będzie tego samego zdania ..
OdpowiedzUsuńMadziu :***
OdpowiedzUsuńDobrego dnia, nabieraj sił, bo wszak zbliża się ten dzień- koniec roku szkolnego dla Młodej, a Ty jak przystało na dumną Mamę (która dzielnie trwa!!!) będziesz wraz z Młodą świętować. Moce posyłam wszelkie, nerwy i złości Twoje biorę na siebie, a Ty po prostu bądź z Rodziną swą :):):)
OdpowiedzUsuńDlaczego odwiedzam Ciebie i inne podobne blogi Magdo ? Srak mnie otacza .Brat ,Tata,wujek ,nielubiana ciotka ,dziadek .Srak mnie otacza i najzwyczajniej boje sie .Boje sie bolu ,bezradnosci ,bezsilnosci .Opiekuje sie ludzmi w terminalu .Kuzwa boje sie ,ze mnie to spotka .I nikt mi wtedy nie pomoze .Magda wojowniczko ,dziekuj za bliskich .I za to ,ze masz w sobie sile zeby walczyc .Jak zwykle przemyslenia Twojego wiernego gołąbka ,co to lapie na parapet :).
OdpowiedzUsuńDzisiaj kupiłam sobie porcyjkę bobu, mniam :) jadłam i słałam myśli do Ciebie :*
OdpowiedzUsuńsmakował Ci?
Madziu, spokojnej i przespanej nocy.
OdpowiedzUsuńW piątek ważny dzień dla Was, oby siły wróciły i chciało Ci się chcieć.
Buziole :****
Madziu, dzielna Wojowniczko, dosyłam MOC, słoneczko i uśmiech
OdpowiedzUsuń:***
Pozdrowienia i ściski na kolejny dzień zmagań! MOCE i słońce posyłam :):):)
OdpowiedzUsuńKochana , mam nadzieję ,że ze spankiem było już lepiej :)
OdpowiedzUsuńUśmiechu i słoneczka ,Madziu :****
Madziu poczyń przygotowania na zakończenie roku szkolnego,na pewno Młoda sprawi Ci duzo radości pięknym świadectwem / i mój Młody nawet sie trochę bardziej niż zwykle wysilił/Duzo radości,usmiechu mimo wszystko,jestes otoczona szczelnie miłością,a jak wiemy ona ma najsilniejszą moc sprawczą.
OdpowiedzUsuńKochana,tym razem cos romantycznego
http://www.youtube.com/watch?v=MAuy5iUTOfc
P.S
Zdałam /wiesz co ,za pierwszym razem jaja normalne..../
Gratulacje :***
UsuńNooo, nie mogłoby być inaczej :)
UsuńGratulujemy!!! <3
Dzięki Kobitki buziaki
Usuń♥
OdpowiedzUsuń<3 dziękuję, że Jesteście.
UsuńI ja jestem. Już. Zabieram się do roboty :D , mam zaległości blogowe m.in.
Jem w miarę normalnie.
No i nade wszystko ... mówię głośniej :D
:*