(...) Nigdy nie odpuszczamy - mówił Nocny Wędrowiec. Do końca. Dopóki żyjesz, walczysz. Dopóki możesz myśleć, walczysz. To umysł jest bronią. Reszta to narzędzia. Nie mają znaczenia. Można je zrobić, zdobyć, albo zastąpić" ( "Pan Lodowego Ogrodu" J.Grzędowicz)

O mnie

Moje zdjęcie
Łódzkie
Xena - wojowniczka, która po długiej drodze zabijaki, pirata i herszta, opowiada się po stronie dobra. Rozpoczyna walkę ze wszystkim co poprzednio było jej codziennością. Staje się postacią pozytywną. /Tak jej się przynajmniej wydaje :)/ T2N2M0 G3 to moje symbole rozpoznawcze w świecie medycyny. Od lipca 2012 prowadzę dodatkową walkę z przerzutami do kości (tak, żeby mi się nie nudziło). Od lipca 2014 bujam się z przerzutami do wątroby... Napisz do mnie: ksena@op.pl

Online

Statystyki

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Retorycznie

        



 I co dalej?
Przygotowany na śmierć, usprawiedliwiony.
Nieprzygotowany do życia, nieusprawiedliwiony.

Ciągle mi mało...
Jeszcze mam Ci tyle do powiedzenia, tyle do pokazania.
Tyle jeszcze chciałbym z Tobą przeżyć.
Nie zdążyłem...

 Do końca Swej ziemskiej wędrówki z dobrym humorem♥
Puenta, ...wtorek -
"Serce stanie zdziwione i powie przechodź"

                           Sama Wiesz... ♥♥♥      


Nie Traćcie Czasu i Poczucia Humoru.
Jutra Nie Ma!   
                                                                                                                                                                                                                       

wtorek, 16 czerwca 2015

♥ CHOĆ TO TYLKO MONOLOG – CIĄGLE... :)))

12.02.2014




KOCHANIE - ... LUBIĘ MÓWIĆ Z TOBĄ ♥



Oczyma wyobraźni wypatrzyłem szczęście. To Ty.
Kołyszesz się, w ten rytm...
Wokół Ciebie inni szczęśliwi, też porwani. Do tańca.
Tak, to jest niebo...
MM



poniedziałek, 16 marca 2015

Nabożeństwo żałobne w intencji Madzi odprawione zostanie w czwartek 19 marca 2015 r. w Kaplicy Cmentarnej w Łasku o godz. 12.00, po nabożeństwie prochy Madzi zostaną złożone na Cmentarzu w Łasku.

sobota, 14 marca 2015


W dniu dzisiejszym Madzia odeszła.



 Dziękuje Wam Drodzy za modlitwę i wsparcie.

O terminie pogrzebu poinformuję w następnym poście.

MM


Przychodzą od Was wspaniałe słowa.
Dziękuje w imieniu Madziulki, Swoim, Mojej Rodziny oraz Wszystkich Przyjaciół którzy są z Nami.
To wspaniały hołd dla  Wojowniczej.

MM


środa, 4 marca 2015

462. pod presją sraka



Większość z Was czytała blog Chustki, nieprawdaż?
W końcu połowa wejść do mnie - to z bloga Asi.
Dostałam @ od pewnej Dziewczyny, która przypomniała mi Jej słowa o tym, że w otoczeniu bliskich, którzy nieba by uchylili, gdyby tylko mogli, człowiek chory głęboko odczuwa własną samotność w bólu i chorobie.
Nawet na początku swojego chorowania nie byłabym w stanie tego zrozumieć.

Teraz rozumiem to dosadnie i bardzo mocno.
Żaden zdrowy człowiek, choćby nie wiem, jak się starał, nigdy nie pojmie, jak to jest znosić ból, cierpienie fizyczne i psychiczne, lęk i obawy o przyszłość. Nigdy.
Czasem mam wrażenie, ze ktoś mnie zamknął w szklanej windzie.
Dosyć, że często zjeżdża w dół, to jeszcze nikt mnie nie słyszy i nie widzi.
Ciągle słyszę : żyj, żyj, żyj.
Żyję pod presją życia. 
Wmawiane mam, że jestem wojowniczką. Nie jestem.
Coraz częściej jestem smutnym i zmęczonym życiem kawałkiem ciała leżącego na kanapie i wciągającego kolejne dawki morfiny, leków przeciwbólowych lub leków na sen.

Jestem cholernie zmęczona chorowaniem, ale większość nie chce zrozumieć, że mam do tego prawo.
Mam walczyć.
Z czym?
Mój cień ze srakiem?
Coraz mniej ze mnie matki i żony.
Nawet w przerwie od tankowania chemii czuję się źle.
To znaczy, że mój organizm się zestarzał i mam jakieś 80 lat :D.

Bardzo bym chciała zrobić to i owo, obejrzeć, poznać, posmakować, ale nie mam zwyczajnie sił.
Nie wychodzi mi już udawanie, że spoko, jest ok, że mogę, załatwię, pojadę, zrobię.
Okropne. Ciężko mi to przyjąć do wiadomości.

Scena sprzed kilku dni:
Leżę na kanapie i kwiczę z bólu.
Wołam Młodą i proszę Ją, żeby mi przyniosła morfinkę w kropelkach.
Dziecko me biegnie do torebki i przynosi, czeka, aż wpuszczę dawkę do nosa i odnosi z powrotem do torebki (noszę ją zawsze przy sobie na wszelki wypadek). 
Czy takimi rzeczami MUSI zajmować się dziecko w tym wieku?
Takie zachowa wspomnienia po matce?
Bo ja nie mam siły wstać i iść samej po lek :( ?
Takie Jej zafundowałam wejście w nastoletni żywot...

*

Dopadł mnie znowu półpasiec.
Chemia oddala się niczym jacht marzeń o zdrowiu.
Mając wirusa w sobie jestem już kompletnie do niczego.
Jestem słaba i tyle.

Napisałam posta, gdyż nie było mnie tu kilka dni i już zatęskniłam troszkę.
Myślę, że raz na jakiś czas warto Was poinformować o moim stanie zdrowia.

Życzę Wam dobrych dni z bliskimi, poszukajcie wiosny i dajcie mi znać, czy to już?
Tuli-panki nieśmiało wysuwają u nas łebki, ale ciągle za chłodno im.

Dziękuję za @.
Dziękuję, że Jesteście, nawet, gdy mnie nie ma.
Dziękuję.
Ksena




:* :* :*





środa, 25 lutego 2015

461. urlop


Moi Drodzy...
Sytuacja jest taka: biorę urlop od blogosfery.
Chwilowo nie będzie postów, a jeśli takowe się pojawią, to bez możliwości komentowania.
Nie czuję się na siłach moderować, pilnować, tłumaczyć się, czemu mnie nie ma, a po co, a dlaczego, żadnych dyskusji, pyskówki. Koniec.
Nie ma mnie, gdyż czuję się źle po całej wiązance chorób, o które się nie prosiłam. /no chyba, że ktoś tego tak pragnął, że oto spełniają się jego marzenia/.
Jak wspomniałam w poprzednim poście - mejlowanie ma swój niezaprzeczalny urok.
Tam zawsze będę z Wami w kontakcie, jeśli tylko będziecie czegoś potrzebować, zapytać, opowiedzieć o sobie, ot, takie rozmowy.

Kiedyś wrócę, mam nadzieję, stęskniona do, mam nadzieję stęsknionych Was.
Bo na chwilę obecną nie czuję nic.
Wypalona jestem chyba.
Bardzo często śpię lub po prostu odpoczywam na łonie Rodziny, która mnie bardziej potrzebuje.

Wszystko, co miałam do powiedzenia na temat sraka - chyba już napisałam.
Jeśli nie - realną pomoc uzyskacie w Fundacji Chustka, gdzie życzliwie Was wesprą, pomogą, przekażą istotne informacje dot. leczenia, lekarzy.
Macie również linki na stronie głównej, na które też zapraszam.

Dziękuję za każdą literę, jaką od Was dostałam, no i te wiadra MOCy :)
Macham nową chustką do Was i całuję.

Ksena.

sobota, 21 lutego 2015

460. królowa spojrzeń...



Bardzo przyjemnie rozmawia mi się z Wami przez maile.
Jest tam możliwość większej intymności i zaufania.
Różne tematy są rozkminiane, ale zawsze w ciszy i spokoju.
Zadajecie mi czasem trudne, rakowe pytania, nad którymi muszę wczuć się w innego chorego.
Każdy ma inne podejście do choroby nowotworowej.

Jest pani, która np. wyliczyła sobie, ile czasu jej zostało.
Są siostry, przyjaciółki osób chorych piszących do mnie, że drzwi są zamknięte i nie chcą nikogo wpuścić.
Są chorzy załamani, którzy nie chcą dać sobie pomóc.
Nie chcą, a czy powinni? Jak uważacie? Jak "zmusić" chorego do podjęcia działania?
Czy można to zrobić?
Czy powinno się to robić?

*

Pytania bez odpowiedzi. Ja ich nie udzielę, bo sama choruję i lepiej, żebyście czasami nie słyszeli, jak "krzyczę" z rozpaczy i bezradności.

*

Poszłam do doktora po recepty. Zima jest, więc noszę dwie czapki.
Weszłam w korytarz, tłok, no wiadomo - grypa i wirusy szaleją.
Czułam, jak mi paruje głowa. Zdjęłam obydwie czapki, jedną powiesiłam na kaloryferze.
Byłam królową spojrzeń.
Wisiało mi to, niech patrzą. Niech się napatrzą.
Potem wzrok spuszczony, czyżby modlitwa do Boga, żeby ich to nie spotkało? Mam nadzieję, ja też nie chciałam, żeby mnie to dotknęło.

Czekam na lato - letni festiwal spojrzeń - doda mi skrzyyyyydeł!

*

Ze wszystkich chorób został ze mną mój wierny srak i kaszel, nazywającym się krztusiec. Ktoś mi go sprzedał i teraz będę się z nim bujać z miesiąc...
Wciągam doustnie taką śmieszną dmuchawkę z proszkiem. Śmieszna jest, bo mam problem z tym wciąganiem :D. Jakąś małą objętość płuc chyba mam albo co?

*

Kaszlę i śpię na zmianę.
Każdy bok ciała ma swój czas i miejsce.
Jeśli boli prawe biodro - lewe musi wytrzymać.

Coraz mniej mnie w domu jako gospodyni. Bez pomocy Młodej nie odkurzę, bez pomocy T. nie ugotuję obiadu, bez MM mnie nie ma, jako (resztki) kobiety.
Żenujące.

Dobrego weekendu!
<3 



poniedziałek, 16 lutego 2015

459. czy powinnam chcieć...?


Nie interesują mnie walentynki.
A powinny?
Słyszę co rok "banały", że każdego dnia powinniśmy je obchodzić.
Powinniśmy?
Naprawdę?
Ulałoby się chyba w końcu komuś...

"Ja osobiście powinnam":
- wstać z łóżka i ozdrowieć
- wysprzątać dom
- zetrzeć kurze, których zawsze najwięcej jest, gdy zalegam w łóżku
- znowu więcej czytać
- spędzać czas na powietrzu
- uśmiechać się ze szczęścia i upijać każdym dniem
- odwracać swój piękny, łysy łeb do słońca, którego nie ma, ale to nic, wyczaruję je sobie...

*

Najbardziej to powinnam słuchać siebie i robić to, co uważam za słuszne.
Choroba uzależnia od innych, czy się chce, czy nie.
Jedyne, co zostaje moje i niezależne od nikogo - to mój umysł i dusza.
Dzięki "blogoterapii" przeszłam psychoterapię.
Nie ma już w moim słowniku słowa powinnam, tylko chcę lub nie chcę.
Mam pewne swoje prywatne sprawy, o których pojęcia nie macie i mieć niektóry nie będziecie, które poukładały się tak, jak ja chcę, a nie jak powinny. I jeśli ktoś na wyrywki czyta mojego bloga, doda sobie dwa do dwóch, to...lepiej niech się za to nie bierze i nie udziela mi "dobrych rad", ok?

Mam Czytaczy, którzy piszą codziennie @ do mnie z pozdrowieniami, zapytaniem, czy dobrze się mam, opowiadają, co u nich. Tak, zupełnie, ot pogawędka.
Tylko, że Ci - choć nie wiedzą, pomagają mi codziennie pokonywać siebie. Bez pytania i stawiania żądań, co powinnam. Nie jestem dzieckiem, jestem tylko chorym, nawet wolnym człowiekiem.

*

Pokonujemy w domu resztki grypy. Nie było i nie jest łatwo.
O, powinnam jechać na zakupy, ale na samą myśl, że mam dotykać obleśnych, zagilanych wózków...to mi się nie chce :D.
A Wy, czy chcecie, czy nie - uważajcie na wirusy.
Myjcie łapki za każdym razem, gdy wracacie do domu.
Powinniście!

;>
Całuję Was, bo chcę! <3



wtorek, 10 lutego 2015

458. nie, nie schowałam się...



...jestę chora!
Mam:
- sraka
- półpaśca
- grypę

Razem ze mną chorują Moi Swoi, co będę tak sama chorować, dychać, prychać, kasłać, zbijać gorączkę, zastawiać kuchnię lekami, zamiast garami; drzwi za doktórami się nie zamykają, podobnie, jak za MM, który w ramach hartu ducha jeździ sobie do aptek. Tu wpadnie, tam wpadnie. Taki sport.


Jest super.

*

Nie jestem w stanie odpisać na Wasze @, Robaczki Wy moje.
Niestety. Będę to robić sukcesywnie.

I niech mi tu znajdzie się jedna osoba - chrześcijanin i rzuci kamieniem we mnie, jeśli sam nie przeklął kiedyś/owyś/po coś/na coś!
Stan, w jakim się obecnie się znajduję - doprowadza mnie qrwa do szału!
Ani słowa nie mogę wychrypieć, więc macham Wam łapką z kanapy, razem z Moimi!

<3








piątek, 6 lutego 2015

457. to już dziesiąta chemia...



Zatankowałam chemię do końca.

Zablokowałam rano wejście do gabinetu doktorka pani X, bowiem pchała się tam dlatego, iż jej córka pracuje jako pielęgniarka na sąsiednim oddziale. Nawet w trakcie mojej wizyty u doktorka, weszła oddziałowa zameldować, że pani X czeka na przyjęcie :). Dr okulary zjechały, wyraził zdziwienie i rzekł, iż nie siedzi na zewnątrz i niech czeka na kolejkę. Myślałam, że pęknę. Powiedziałam do oddziałowej (bardzo fajna kobieta), że jej nie wpuszczę, bo za mną pani siedzi od dwóch godzin, a dama X przyszła sobie  dopiero co i musi extra wejść? I jak rzekłam tak zrobiłam. Dama się pchała, przytrzymałam drzwi i pani za mną weszła do gabinetu. Dama X furczała i tak wślizgnęła się po niej.
Poszłam do wc spuścić ją z wodą.
Ostatnio przeżywała 3 godziny, bo chemia nie jechała do niej, ani do mnie. Wkurzało mnie jej zawodzenie, że ona do domu chce, co tak długo, pielęgniarki molestowała, żeby sprawdziły, dlaczego nie ma dla niej chemii i jak tak można w ogóle!
Eh.

Mój Pan doktorek rzucił pod nosem, że jakoś lepiej wyglądam.
Podniosłam resztki brew i powiedziałam:
- bo ja się psze pana doktora dziś umalowałam...
- ahaaaa...:)

*

A teraz moi Kochani Czytacze - idę zdychać po chemii w świętym spokoju.
Na szczęście moi Swoi czuwają, wspierają, pomagają, głaszczą, przytulają.
Będę po cichutku wchodzić na pocztę i czytać Wasze @ - pełne wsparcia, ukojenia ciepłym słowem i stawaniem po stronie prawdy bez mitów.
Dziękuję Wam za totalne, nieograniczone i bezinteresowne trzymanie za łapkę.
Proszę o cierpliwość. Komentarze wyłączone dalej w celu utrzymania czystości i zbierania dowodów, że złooo istnieje.

Ściskam Was <3

Ksenna albo Kleopatra?


środa, 4 lutego 2015

456. pamiętny pierdziszew trybunalski (przepraszam pozostałych Czytelników, co z ttego miasta są...)



Nie lękajcie się, moi Drodzy Czytacze.
Jesteście dla mnie ważni.
Musiałam przez noc przetrawić wczorajszy dzień.

Dowiedziałam się, że:
jestem Kleopatrą spragnioną miodu, miodu, miodu, kaprys!
jestem straszną zazdrośnicą, zazdroszczę wszystkim wszystkiego,
chcę umierać w świetle jupiterów i wielkiej sławie, o tak!
jestem cyniczna, złośliwa i wykorzystuję fakt umierania, nie wiem do czego, ale tak!
obrażam swoich słodkich i oddanych mi czytelników z pierdziszewa trybunalskiego,
(maile mam do okazania, komu, komu, bo jestem w domu!)
zamknęłam blog zgodnie z sugestiami pani z pierdziszewa,
bo ja to w ogóle jestem ubezwłasnowolniona umysłowo przez moich Czytelników,
nie mam swojego zdania i jestem otorbiona,
poczytałam o śp Chustce, która już się obronić przed jadem nie może, ale to wszystko z TROSKI pani z pierdziszewa, to tylko troska o ...co? o praworządność obywateli?
i wiele, wiele innych ciekawostek.

Ogrom wymiocin przerósł historię.

Ale dzisiaj wzruszam ramionami i idę dalej nie zatrzymując się i nie zniżając się poniżej poziomu osoby, która pisze sama ze sobą i cierpi na jakąś nieuleczalną chorobę. Mogę tylko współczuć.
Nic nikomu nie muszę udowadniać.
Jeśli będzie taka potrzeba - mam wszystko na piśmie.
KONIEC.

***

Kiedy z ulgą celebrowałam codzienne, wieczorne zwyczaje w naszym Domu, pomyślałam sobie, że naprawdę mam szczęście. Mam kochającą Rodzinę, Przyjaciół, nie jestem sama, nigdy nie będę.
To nie do opisania, kiedy ktoś z troską pochyla się nad tobą i głaszcze po policzku, pytając, czy czegoś potrzebuję. Uświadomienie sobie tego było dla mnie jak miód na rany :).

Nie interesuje mnie, co kto i kiedy o mnie myśli.
Przecież od zawsze tak mam.
Mam swoje priorytety i znowu wszystko wraca na miejsce.

*

Krew pobrana, jutro zakupy, w piątek chemia.
Śmiałam się jak zawsze, bo niestety znowu się nadaję do wzięcia chemioterapii :).

Ponieważ dopiero co podłogę wypastowałam, chwilowo komcie są wyłączone.
Nie mam życzenia sprzątać po tym tajfunie z pierdziszewa, który się przewinął przez mój blog.

Ściskam i jesteśmy w kontakcie @, smsowym.
Wasza Merida waleczna :D /kto oglądał?/






niedziela, 1 lutego 2015

455. jestem 33-letnią,


oszołomioną kobietą.
Takie konfetti, życzenia, szampan lejący się strumieniami, zakąski, przekąski, desery.
Toasty przez maile, fejsbuk, smsy i telefony.
Łącze internetowe przegrzane, każdy wpada z jakimś słowem do mnie.

Jakimś.
Jestem zdumiona i zaskoczona bełkotem pani lidki, może za dużo wypiła?
Może wpadła z olą i marysią troszkę namieszać?
Eh, wzruszam ramionami, nie przeskoczą zachowaniem MOICH GOŚCI.
Moi Goście umieją się zachować. Do tego stopnia, że impreza się przeniosła do Rybeńki w trosce o moje zdrowie i siły.

Dziękuję!

Dziękuję Wam za pamięć i życzenia pisane wszędzie, gdzie się dało.
Jesteście Cudowni.
Można liczyć na Was, jak na mało kogo w "realu".
Bo my nie tylko sobie "słodzimy" (wg teorii trolli), my rozmawiamy w mailach. Czasem przez telefon. Sms.
Doczekałam prawdziwej pomocy ze strony Czytaczy, za co Wam dziękuję, a lubię dziękować, wiecie?
(Proste słowo, a może sprawić wiele radości...)
Polecam za życia używać tego słowa, zanim zaczniecie wymagać go od innych.

*

Życie jest tak proste, a my sami je sobie komplikujemy.
Wymyślamy problemy, żeby się wyżyć na kimś.
Strzelamy focha, bo ktoś ma inne zdanie.
Gorzej - nie czyta w naszych myślach!
Przecież każdy z nas to centrum ego, głaszczemy swoje wady i wzruszamy ramionami z ceremoniałem wyniosłości, gdy ktoś chce nam pomóc.
Skąd to wiem? Z autopsji i z chemioterapii. Gdyby tak każdy obywatel dostał chociaż jeden wlew dożylnie - od razu wiedziałby, jak piękny jest świat!
Zobaczcie, jak piękny dla niego jest kawałek sznurka ze szmacianką :


Ja mam swój kawałek sznurka, a Ty?



piątek, 30 stycznia 2015

454. po co mi tytuł?



Wracam na biały korytarz szpitala.
Niby się nudzę, żując gumę.
Przecież nie mam nic w życiu do roboty.
Leżę i pachnę.
A jednak zawsze znajdzie się wesz,
co pozazdrości,
że samo dobro - spać i nicnierobić.
Cudne, nieprawdaż?

*




Aż korci, co? ;>



wtorek, 27 stycznia 2015

453. never ending story...



Poprzedni post jest ciągle aktualny, więc rozpisywać się nie będę.
W piątek jadę kontynuować zabawę w chowanego ze srakiem - czyli wracam na chemię.

Pogoda łamie mi serce i kości :).
Spadające ciśnienie pomaga mi w spaniu.
Przykładam głowę do poduszki...i śpię.

A Wy też jesteście wrażliwi na zmiany pogody?

Od poniedziałku ferie.
Będę spała jak niemowlę, no chyba, że odpalę taki kawałek :



Myślę o Was ciepło codziennie <3


środa, 21 stycznia 2015

452. ani odrobiny normalności



"Pokatowałam" Was kilka dni Biszkoptem i Karmelem. Ale oni strasznie poprawiają mi humor.
Bo z humorem, jak z samopoczuciem.
Mimo, że nie jestem od dwóch tygodni pod wpływem chemii - nie czuję się najlepiej fizycznie.
Myślałam, że będzie fajnie, bo normalnie, bez skutków ubocznych.
Dupa.
Jestem zmęczonym, styranym wręcz człowiekiem - widmo.
Raz jestem, a dwa razy mnie nie ma. Śpię, leżę i odpoczywam nie mniej, niż po chemii.
Czyli jednak naprawdę jestem chora na sraka...!
To są skutki leczenia. Organizm jest sponiewierany i odmawia współpracy z życiem "normalnych" ludzi.
Męczące to, quźwa...

*

Młoda się zepsuła odrobinę, ale faszeruję Ją czym się da, być może w czwartek (jutro) pójdzie do szkoły.
A ja nie być może, tylko na pewno pędzę jutro na USG. To będzie moje być albo nie być.
Nie mam złudzeń. Nawet, jeśli guzy na wątrobie się nie powiększyły - i tak czeka mnie dalsza chemia.
Pan dr na moje zapytanie o dożywotnie karmienie mnie chemią, odpowiedział twierdząco.
Po co? - zapytałam - przedłużam sobie życie? 
No, w zasadzie tak - pokrętnie i wymijająco wił się Pan dr w ogniu pytań.
Fantastyczna przyszłość, nie ma co...!

*

https://www.facebook.com/dobra.fotografia?fref=nf

Dziś Dzień Babci.
Moja Ukochana Babcia zmarła 24 lata temu. Ciepła, kochana, typowa Babcia kochająca wnuczkę, swoje dzieci (niestety w tym moją matkę), swojego męża. Lubiana przez pół Łodzi - Śródmieście :). Pamiętam spacery z Nią na Plac Wolności. Pamiętam, jak osrały nas gołębie. Ja płakałam, a Babcia się śmiała.
A potem umarła.
Jeździłam do Niej na Doły z różą. I zawsze Ją prosiłam o opiekę nade mną i moją Rodziną.
I myślę, że co nieco wyprosiła dla Nas od Pana Boga.

Tęsknię za Tobą, Babciu...!

Druga babcia żyje, ale mnie nie lubi, bo nie lubiła mojej matki, a z czasem znielubiła mojego ojca, a swego syna. Nie wiem, jak Dziadek z nią wytrzymywał. Dziadek niestety nie żyje. Kochałam Go bardzo...

*

Nie mam co narzekać.
W końcu weekend spędziłam jako świadoma życia żona i matka.
Szykuje się drugi bez chemii.
Odrabiam zaległości w byciu w "normalnym stanie", przynajmniej się staram.
Moi Swoi przyzwyczaili się do mojego przysypiania.
Wy chyba też? ;)

<3


sobota, 17 stycznia 2015

451. Neko


Wrocławska Grupa Pomocy Kotom NEKO (oznacza KOT) miał zaszczyt zakochać mnie w swojej działalności, a szczególnie w opiece nad dwoma fantastycznymi braćmi:

"Dla tych, którzy nie znają chłopaków:
Biszkopt i Karmel to maluchy wychowywane od 7 dnia życia na butelce. Straciły swoją mamę, kiedy jeszcze miały zamknięte oczka i uszka. Wychowywanie ich wymagało od nas wiele pracy i poświęcenia. Było pełne strachu o tak małe istotki, za których życie odpowiadaliśmy. Przede wszystkim jednak przez te wszystkie dni i miesiące chłopcy dostarczali nam OGROM radości i satysfakcji. Przez ten cały czas skradli serca nie tylko nasze, ale i wielu ludzi, którzy dzielnie śledzą ich losy. Jeśli jeszcze nie miałaś/miałeś okazji ich poznać- zapraszamy do galerii zdjęć, gdzie możecie zobaczyć jak kociaki rosły." 


Muszę, po prostu muszę Wam pokazać Cudeńka, Karmelka i Biszkopta, których pokochałam i oglądam ich zdjęcia codziennie, zwłaszcza, kiedy mam zastój w humorze albo gdy zajdzie słońce :). Przygotujcie się na foty, które rozmiękczą Wasze serca:



















































































https://www.facebook.com/GrupaNeko?fref=photo







Wiem, zaszalałam z fotkami, ale również wiem, że wśród Was dużo jest wielbicieli Kotów.
Jeśli ktoś z Was chce wspomóc grupę finansowo, wszelkie informacje są pod ostatnim zdjęciem z odnośnikiem do strony NEKO na fejsie. Wiadomo - leczenie, kastracja, opieka nad porzuconymi kotami - wymaga nakładów finansowych. O tym, ile z nich jest pozbawianych domów, sami wiecie...Po świętach był "wysyp niedobranych, niechcianych prezentów"...:(
Bardzo mnie to wkurza, że ludzie są nieodpowiedzialni i doprowadzają do zwierzęcych tragedii.
A przecież Koty to pożyteczne i przyjemne zwierzęta obdarzone tajemnicą, inteligencją i miłością do człowieka.
Gdybym mogła, przygarnęłabym niejednego kota. Ale nie mogę :(.
Dlatego polecam stronę Neko i jakiejkolwiek inne strony o porzuconych kotach, gotowych do adopcji.

*

Miał być post o czymś innym, ale to nie ucieknie.
Chciałam jak najszybciej podzielić się z Wami Karmelkiem i Biszkopcikiem.
Na stronie NEKO jest jeszcze więcej zdjęć.
Zapraszam!

*

Weekend... :)
Wreszcie jakiś normalny!
Idę poświęcić go Moim Swoim natentychmiast!
A Wy - znajdźcie czas na to samo!
Ściskam <3
Ksenka







czwartek, 15 stycznia 2015

450. mandarynkowo






Wracam powoli do swojego świata, który od kilku tygodni pachnie...mandarynkami.
Mogę je jeść na kilogramy dziennie.
Bez opamiętania :). MM nie nadąża z zakupami dla mnie.
Ale nie dość, że są pyszne i słodkie, to doskonale walczą z zaparciami. A z nimi mam problemy, odkąd jestem na morfinie w plastrach. Taki skutek uboczny.
Doszło do tego, że nie ma już w aptece leku, którego bym nie przetestowała ;)  bez żadnego efektu, niestety.
Wróciłam do natury więc - siemię lniane, śliwki suszone, cytrusy, kisielki - przynajmniej na mnie na razie działa!
Jeśli macie jakieś inne, sprawdzone metody na "te sprawy" - podzielcie się, co?
Z wyjątkiem lewatywy :D.

*

Poruszona jestem Waszymi mailami do mnie. Dziękuję Wam za troskę, miłe i dobre słowa.
Uwierzcie mi w końcu na słowo pisane - każde zdanie, które od Was dostaję - daje mi MOC. To nie banał.
A Wy mi nie wierzycie.
Modlitwy i słowa pokrzepienia są dla mnie bardzo ważne. Jest to dla mnie motywacja dodatkowa, by wstać z kanapy, iść np. do lodówki po mandarynki ;), ale serio - świadomość, że nie jestem sama z tym gównem pochemijnym jest dla mnie wzruszeniem i paliwem do życia.

Wg statystyk powinnam już nie żyć.
Na złość wyliczeniom będę jednak żyć tyle, ile będzie potrzeba. Nie po to upadłam tyle razy, by teraz odpuszczać.
Wyznam Wam coś. Kiedy leżałam w szpitalu po usunięciu piersi, miałam ten luksus, że byłam sama w sali.
(Przypominam, że w Wieliszewie są generalnie sale dwuosobowe!).
Mogłam słuchać muzyki, rozmyślać na głos, bo lubię czasem pogadać z kimś inteligentnym ;). I tak zastanawiałam się głośno w rozmowach z Bogiem, co mam do zrobienia na tym świecie, skoro lekarze dają mi niewiele czasu i % na przeżycie - raptem 30. Spisałam na kartce pomysły, jakie wpadły mi do głowy.
Nie było słowa o blogu.
Nawet nie przyszło mi to do głowy.
W domu szukając info o Ulubionym Doktorku Asi - "wpadłam" na Jej bloga. Mrugając bezrzęsnymi oczami czytałam...o sobie. Te same myśli, poczucie humoru podobne, refleksje, na smutno, na wesoło.
Przeczytałam bloga jednym tchem i pomyślałam, że zacznę pisać dla siebie. Kiedyś prowadziłam pamiętniki, ale je spaliłam, bo co to za filozofia pozbyć się papieru.
Pisanie przynosiło ulgę. Potem przyniosło Czytelników, poznałam mnóstwo, całe garście cudownych Ludzi, dzięki czemu tak naprawdę żyję do tej pory.
Jedno zdarzenie ciągnie za sobą następne, znajomość jedna za drugą; pomysł, rada, czyn i oto jestem tu, gdzie jestem.
Dzięki Wam żyję.
Nie wiem, jak długo to potrwa, ale póki co - właśnie dlatego otrzymuję od Was MOCe, Radość, Przyjaźń, Zrozumienie, Wsparcie, Wsparcie i jeszcze raz WSPARCIE.

I to mi pachnie mandarynką. Rozkoszuję się smakiem każdej cząstki. To nie tylko przyjemność, ale i na zdrowie mi idzie!

A jeżeli ja mogłam komuś z Was pomóc - radość z tego podwójnie liczona jest!
Dobro powraca, więc niech Wam się szczęści, układa, niczym cały owoc, gdzie każdy jej kawałek jest na swoim miejscu, razem z MOCą i świątecznym zapachem bezpieczeństwa na co dzień.

*

Przymierzam się do wykonania badania USG.
W przyszłym tygodniu.
Mogę się teraz rozkoszować chwilami normalności, cały czas pamiętając oczywiście o odpoczynku i oszczędzaniu się.
KOC i MOC jest ze mną!
Całuję mandarynkowo, a zapach w domu - bezcenny!








niedziela, 11 stycznia 2015

449. Gdzie jesteś...



...dziewczyno o długich czarnych włosach, rozpuszczonych namiętnością poznawania świata, o wysokim, szczebioczącym wesoło głosie? Z naiwnością i ufnością łamiącą twarde skorupy szorstkiej miłości MM, który całkiem poległ w jej czarnych oczach, okupiony zachwytem i troską o tą chudą dziewczynę ze zwariowaną głową? Z łatwością, radośnie zakładająca okowy rodziny, pełna nadziei na wspaniałe, kolorowe życie u boku MM i całej gromady dzieci? 

Mam ochotę wybić wszystkie lustra w domu i krzyczeć.
Tak głośno, aż ochrypnę, rozpłaczę się i uklęknę na podłodze łazienki, chwytając się wanny, z wiązanką wojennych przekleństw. Kopać przy tym ściany, rozwalić pralkę jakimś młotkiem, zepsuć drzwi. Z dzikością w oczach i obłędem w głowie wrócić na kanapę bez sił.

...dziewczyno o słodkim spojrzeniu, wróć tu na chwilę. A pamiętasz dzień ślubu? Słońce Wam Nieba przychyliło, Młoda gdzieś błąkała się w Tobie, nawet o tym nie wiedziałaś. Ona była z Wami w kościele. Mały świadek wielkiego szczęścia. Byliście tak piękną, radosną, młodą parą zakochanych w sobie ludzi. Wzruszeniem ramion i znaczącym spojrzeniem słuchaliście o tym, że nie zawsze będzie tak kolorowo. Że będą problemy. Że w zdrowiu i w chorobie...

Nie mogę patrzeć na tą obcą gębę w lustrze. Łysa jak kolano, spuchnięta od leków, z podkowami pod oczami i miarowym szuraniem kapci obwieszczam, że wstałam. Że chcę jeść, pić, tak, nie, nie wiem.
Pod zamkniętymi powiekami przesuwają się obrazy z mojego życia. Przetrawiam po raz kolejny to samo, te same myśli, te same wytarte o gębę stojaka od kroplówki, slogany o miłości w chorobie, nadziei, wierze i miłości. Przetrwaliśmy. Nie takie sztormy i burze targały naszym domem, naszym życiem.

...dziewczyno o bystrym umyśle, a czy nie pamiętasz, jak szybko nauczyłaś się nowej roli w życiu? Nie było Ci lekko, ale dałaś sobie radę. Nikt Ci nie powiedział, co robić, jak kochać, gotować, być żoną i matką. Z dzieckiem na ręku pokonałaś niejedną przeszkodę...potem poszłaś do pracy i świat jeszcze bardziej Wam przyspieszył. Żyliście w kolorowej bańce, już starsi, ale ciągle szaleni, już doświadczeni, ale ciągle cudownie naiwni...

Tyle kilometrów miłości na dywanie wspomnień. Widzę je. Nawet jak odwrócę głowę, słyszę i czuję, że ten sam dywan, który tyle widział, jest jak świadectwo. Pięknie. Dzisiaj brzmi to dla mnie jak przekleństwo. Nie słucham dobrych aniołów, wiatr je przegonił.
Pomógł mu mój "Mroczny Pasażer" ("Dexter") , który siedzi na łodzi majtając nogami, pali papierosy i przygląda się każdemu mojemu dniu i nocy. Nie odpłynął daleko, bo liczy, że spojrzę w jego stronę i skinę głową. A wtedy demony wrócą. I moja dusza się podda. Sama świadomość może zaboleć.

*

Przeźrocza z chemioterapią w tle.
Swoje demony pakuję do worka z resztką włosów i spalam je.
Na dzisiaj. Na jutro.
Choćby na chwilę.



poniedziałek, 5 stycznia 2015

448. "Optymizm serca, pesymizm świadomości." ~ Antonio Gramsci










Nowy Rok jeszcze się nie zaczął, a już mi przypomniał, kim jestem i gdzie jest czasem moje miejsce ... w domu. Przyszła gorączka, potem następna, w pakiecie z bólem.
Musiałam stanąć dosłownie na głowie, żeby pojechać do szpitala na chemie. I tak się stało. Dlaczego nie?
Przecież ja chcę "tylko" ukończyć leczenie taxolem, żeby zrobić badanie i odpocząć.

Dowiedziałam się o serdecznej mi Judycie.
O tym, że już nie przeczytam Jej opowieści okraszonych /śmiechem/, że ubyła mi osoba, która zawsze miała dla mnie ciepłe słowo, walcząc ze srakiem. Przyjmowała mnie taką, jaką jestem, bez ściemniania.

A potem przyszła Niedziela. Tak, wczorajsza. O mało mnie nie zabiła swoim bezkrwistym ubarwianiem "mojego dnia". Zamknęła mnie na cztery spusty w sypialni i pozwoliła przyjść do Moich - Swoich dopiero przed 16, by i tak mnie więzić i męczyć do północy jako bezużyteczną matkę i żonę.
Dlatego sił mam niewiele, ale chcę Wam wysłać uśmiech z rana.
Jestem.
Z każdą godziną, daj Boże, że mocniejsza będę.
Znalazłam to zdjęcie raniutko i to był mój "motor" do działania, tak po prostu.
Że jestem, żyję, dziękuję Wam za troskę.
Dzisiaj dla mnie jest Niedziela, jutro też będzie. Moi będą ze mną.
Jestem w dobrych rękach. I w dobrym miejscu w blogosferze.

I o ten optymizm będę walczyć, ile dam radę.
Razem z Wami <3