(...) Nigdy nie odpuszczamy - mówił Nocny Wędrowiec. Do końca. Dopóki żyjesz, walczysz. Dopóki możesz myśleć, walczysz. To umysł jest bronią. Reszta to narzędzia. Nie mają znaczenia. Można je zrobić, zdobyć, albo zastąpić" ( "Pan Lodowego Ogrodu" J.Grzędowicz)

O mnie

Moje zdjęcie
Łódzkie
Xena - wojowniczka, która po długiej drodze zabijaki, pirata i herszta, opowiada się po stronie dobra. Rozpoczyna walkę ze wszystkim co poprzednio było jej codziennością. Staje się postacią pozytywną. /Tak jej się przynajmniej wydaje :)/ T2N2M0 G3 to moje symbole rozpoznawcze w świecie medycyny. Od lipca 2012 prowadzę dodatkową walkę z przerzutami do kości (tak, żeby mi się nie nudziło). Od lipca 2014 bujam się z przerzutami do wątroby... Napisz do mnie: ksena@op.pl

Online

Statystyki

sobota, 30 listopada 2013

358. nie płacz? płacz!


Kiedyś... byłam różą...z kolcami.
Miażdżyłam obcasem trolli, podrywaczy w pracy, doprawiając cynicznym tekstem i złośliwym uśmiechem.
Nie pozwałam sobie na płacz, no może kilka razy ze złości płakałam MM w ramię, popijając drinka i słuchając LaoChe.

Potem pojawił się on. srak. Płacz był obowiązkowy, gdyż groziła mi szybka i bolesna śmierć..
W trakcie leczenia rzadko zdarzało się mi płakać.
Po "wyleczeniu" i uznaniu mnie za "zdrową" TRIUMFOWAŁAM.
Pokazałam do sraka faka.

Skakałam po asfalcie w swoich słynnych różowych sandałkach na obcasie (ciągle je mam w szafie kupamięci :D)
Wchodziłam na drzewa, jeździłam na rowerze, dużo spacerowałam, przymierzałam się do jakiejś pracy. I nagle. Pyk. Ktoś zgasił pierdolone światło.

Syndrom wyparcia pomógł, malowanie w domu się odbyło, (pamiętacie?), mechanicznie się przygotowywałam do wyjścia do szpitala.
Jeszcze nabuzowana nadzieją.

Z każdym następnym naświetlaniem owe buzowanie parowało ze mnie.
Leki, plastry, zawiesiny, zastrzyki, transfuzja, kroplówki, badania i BÓL - to mój chleb powszedni.
Wyparowało ze mnie wszystko. Ale nic to. Mogę spokojnie ogarniać sprawy, o których ostatnio Wam pisałam. To uspokaja. Jestem pogodzona i spokojna.
Jeszcze dokładniej słyszę muzykę.
Wyraźniej widzę oczy bliskich, ich zmęczenie i cierpliwość z uśmiechem na ustach; ich obecność mnie koi.
Odczuwam istnienie dobrych ludzi, miłość, świeże powietrze, kiedy leżę na kanapie...

Koi mnie płacz.
Nie nad sobą, nie.
Nad Tymi, którzy zostaną beze mnie.
Nie chcę słyszeć, że nie wolno mi płakać.
To mnie uspokaja i oczyszcza. A i oczy przeczyszcza :)

Kochani, zauważcie, na jakich etapach życia jesteście i czy przypadkiem nie zbiera się Wam na płacz? Ze szczęścia, wzruszenia, z radości, z powodu pozytywnych egzaminów dzieci? Z dobrych informacji, z awansu, a może zmiany pracy? O złości pisać nie będę...;)
Bez końca można wymieniać.
Płacz jest zawsze odreagowaniem i uwalnia zbędne ciśnienie z ciała.

Jeszcze nie przegrałam, ciągle walczę, czym i jak tylko się da.
Pozwólcie walczyć mi po swojemu.

Ściskam niedzielną porą, pachnącą rosołem i spokojem :)




(Uwielbiam! Polecam nową płytę Kayah. Piękna!)

<3



niedziela, 17 listopada 2013

357. lekko ironicznie w obliczu...



Staram się. Naprawdę się staram.
Trzymać głowę na odpowiedniej wysokości.
Połykać łzy i nie pokazywać ich nikomu.
Uśmiechać się i żartować. Malować się i pachnieć.

Nie myśleć o tym, co nieuniknione, a o czym jednak trzeba rozmawiać.
Niektórzy myślą, że jeśli się o czymś nie rozmawia, to tego nie ma?
Błąd.
Że tabu ciągle istnieje i nie należy rozmawiać o tym z dziećmi?
Nie!
Że jeśli o tym mówię, to znaczy, że za chwilę UMRĘ?
Nie sądzę...

*

Rozmawiamy. Jest uśmiech, są łzy, muzyka w tle.
Uświadamiam Rodzinę i siebie tak naprawdę, jak niewiele wiemy.
I że bać się nie trzeba. Nawet rozmawiać. O śmierci.

*

Nie przyjmuję już pouczeń, "dobrych rad", zaklinania rzeczywistości, klepania po ramieniu z tekstem: będzie dobrze, myśl pozytywnie (o czym?), głowa do góry, nie śpij, nie leż, przyjedź do mnie, ja przyjadę do ciebie, odbieraj telefony!; czemu nie odpisujesz?; buraka pij!; tego nie jedz, tamtego nie pij... itp treści.
Wsłuchuję się w swój organizm.

Co przyjmuję bardzo chętnie? Uczucie w słowach, ciepłe myśli, cierpliwość (zwłaszcza w odp. na maila lub smsa), dobre słowo pisane i mówione :), przytulenie wirtualne też :).

*

Moja "lista żądań" już się kończy :), dziękuję Wam za maile, smsy, nieodebrane połączenia, wpłaty i wszelką pomoc, to wszystko jest bardzo ważne.
Postaram się częściej pojawiać się i opowiadać, co u mnie słychać.
Niestety, za często nie mam po prostu sił, a i czas chcę poświęcić w całości Rodzinie.
Ściskam Was mocno i macham łapką! <3

Wasza Kuleczka!

sobota, 9 listopada 2013

356. niebajka




Gdyby życie choć trochę przypominało bajkę, to wiadomości, które otrzymujemy zawsze byłyby dobre. Zawsze dwie. Jedna dobra. Druga jeszcze lepsza. A nie tak jak teraz. Dwie. Jedna zła. Druga... gorsza.
Pierwsza - po wizycie w Warszawie i kolejnej konsultacji połączonej z transfuzją, okazało się, że konieczna jest zmiana leków. A raczej dołożenie dwóch innych.  To daje nadzieję na spowolnienie sraka. Zmiana leczenia na jeszcze bardziej kosztowne. W tej chwili moja kuracja to już nie prawie dwa tysiące miesięcznie, a cztery i pół. Nie lubię o tym pisać. Ale muszę. Proszę - potrzebuję Waszej pomocy - aby dalej walczyć. I tym razem proszę o wpłaty na:


Komitet organizacyjny zbiórki publicznej na rzecz leczenia Magdaleny Markiewicz
„Pomóż Magdzie”
PKO BP nr 42 1020 1169 0000 8402 0191 2260

(Zezwolenie Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji: Decyzja nr 16/2013)


Jeśli w życiu zdarzają się elementy bajkowe to tylko w ludziach, których spotykamy. Bez nich  to wszystko byłoby nie do zniesienia.


Jeśli macie jakieś pytania piszcie na maila do mnie, ale jeszcze lepiej do Panistarszej.
Ja zwijam się w kulkę i myślę o Was, Waszych bajkach i dobrych duszach. 

Całuję...<3