(...) Nigdy nie odpuszczamy - mówił Nocny Wędrowiec. Do końca. Dopóki żyjesz, walczysz. Dopóki możesz myśleć, walczysz. To umysł jest bronią. Reszta to narzędzia. Nie mają znaczenia. Można je zrobić, zdobyć, albo zastąpić" ( "Pan Lodowego Ogrodu" J.Grzędowicz)

O mnie

Moje zdjęcie
Łódzkie
Xena - wojowniczka, która po długiej drodze zabijaki, pirata i herszta, opowiada się po stronie dobra. Rozpoczyna walkę ze wszystkim co poprzednio było jej codziennością. Staje się postacią pozytywną. /Tak jej się przynajmniej wydaje :)/ T2N2M0 G3 to moje symbole rozpoznawcze w świecie medycyny. Od lipca 2012 prowadzę dodatkową walkę z przerzutami do kości (tak, żeby mi się nie nudziło). Od lipca 2014 bujam się z przerzutami do wątroby... Napisz do mnie: ksena@op.pl

Online

Statystyki

niedziela, 28 września 2014

421. gwałt



Wiem, powieje nekrofilią...;-), ale po prostu gwałcę od kilku tygodni przecudowne, intrygujące i niepowtarzalne wiersze.
Osoby nietuzinkowej, wrażliwej, a jednocześnie zbuntowanej i nieprzewidywalnej. Do tego nieuleczalnie chorej, jak ja i kilka innych osób chorych na przewlekłe choroby.
Nie mogę się do Niej przymierzyć, bo nie mam (z) czym.
Jednakże tonę w Jej poezji, z przyjemnością się nie wynurzając.
Tyle mogę.

*

lubię tęsknić
wspinać się po poręczy dźwięku i koloru
w usta otwarte chwytać
zapach zmarznięty

lubię moją samotność
zawieszoną wyżej
niż most
rękoma obejmujący niebo

miłość moją 
idącą boso
po śniegu


*

Czuję Jesień, wprowadzającą mnie powoli w stan znużenia i rozjaśniania każdego dnia.
Słońce coraz niżej zagląda do mnie, jeszcze grzeje stopy, gdy drzemię przed południem, ale koc coraz częściej się wokół mnie owija.
Ratunkiem są książki i muzyka.
Cały stos czeka na moją wyobraźnię.
MM sprezentował mi Sapkowskiego Trylogię Husycką, przyjaciółki podrzucają swoje hity, w tym wreszcie mam "Grę Anioła", będę mogła zamknąć dział pt "Cień Wiatru".
Na razie jestem w "Trafnym wyborze" J. K. Rowling. Polecam!
No i słucham płyty N.Sikory "Zanim".
Oraz tkwię w międzyczasie, w innym czasie, a jakże uniwersalnym i ponadczasowym.
Sorry, ale muszę Was nakarmić jeszcze choćby cząstką :

odkąd ptaki odfrunęły z moich słów
i gwiazdy zgasły
nie wiem jak nazwać
strach i śmierć i miłość
przyglądam się dłoniom
bezradnie
oplatają jedna drugą
i moje usta milczą
bezimiennie
wyrasta nade mną niebo
i coraz bliższa
bez imienia
ziemia rozkwita

H. Poświatowska

***


Zakasuję rękawy i biorę się za bary ze swoim organizmem.
Popijając buraka i przełykając kilka tabletek jadę na wlew Osporilu.
Zapomniałam o nim w tym odmęcie terminów podania chemii, zoladexu, wizyt lekarskich, recept, leków.

Młoda śledzi pilnie wpisy w kalendarzu :-D.
Potrafi napisać do mnie, gdy jestem w koperniku, smsa o treści: dostaniesz tą głupią chemię?

Jeszcze 6 wyjazdów.

Nie chcę, ale muszę.

Moje nie-chcenie nie ma tu żadnego znaczenia. To nie jest koncert życzeń. A ja nie jestem dzieckiem, niestety.

Ale ten tydzień odpoczywam! Mam do odrobienia zaległości, niektóre załatwię na leżąco z kanapy :-).


Ściskam Was i zapraszam do Jej świata poezji. 
By zapomnieć na chwilę o obskurnej rzeczywistości.
O złych ludziach, o paradoksach, o niesprawiedliwości.

<3




czwartek, 25 września 2014

420. łapki



Drżę -
(uśpiona urywanym oddechem)
- z zimna.
Gdzieś we wspomnieniach
mam gorące stopy -
(biegając nago po rosie)
- spalam się w otchłani grzechu.

Skończył się sen
o wolności
zaczął się
nasennie (ro)związany
moduł życia zwichrowanego.
Tu nie ma miejsca na
płacz.
Tylko pokorę, choćby
bezradną.

*








Otumaniona wlewem z poniedziałku macham do Was łapką i mówię Wam : dziękuję!
Jestem obolała, zmęczona, blada, "wreszcie" wyglądam na chorą :-D.

Jedyne, co mi pomaga, to łapka MM i Młodej i Teściowej.
Ogarnia mnie wtedy spokój i mogę zażyć snu bezpieczna i utulona.

Przecież kiedyś to minie.
Ośmielę się wtedy odezwać na dłużej.

Do zobaczenia!
<3



piątek, 19 września 2014

419. Lola


Mam nową koleżankę - przedstawiam Państwu Lolę.
Lola jest niewysokim, jednonogim oparciem.
Zastępuje mi ścianę, krawędź mebla, powietrze też, bo nieraz się go chcę chwycić.
Lola jest sztywna, ale można ją regulować wg swojego uznania.
Nie obraża się, kiedy ją odepchnę, bo jest niemową i totalnie jest bez głowy.
Wzbudza często we mnie irytację.
Pcha się do samochodu, na zakupy, ale nie mam za bardzo ochoty zabierać jej wszędzie ze sobą, chciałaby poznać moich znajomych, a ostatnio pcha się do mojej sypialni, żeby stać koło mnie, gdy śpię. Głupia.

Lola jest kulą.
Kule, jak to kule - balast u nogi  :D
Doświadczam niełaski osób ograniczonych ruchowo.
Tu trzeba zwolnić (ja???), zsynchronizować kroki z nią, nauczyć się jej ruchów, nie potykać się, uważać na schodach.

No, ale cóż...przydaje się, serio.
Stanie w kolejce przestało być mordęgą dla mojego biodra i kręgosłupa.
Tylko... ten brak przyzwyczajenia, że ktoś cię za łokieć trzyma...
I nie rozumiem zupełnie, ale to w ogóle, dlaczego ludzie na mnie dziwnie patrzą?
Albo może ja już od tej morfiny w paranoję wpadam?

*

Czuję się lepiej.
Odpoczywałam egoistycznie, samolubnie i ohydnie cały tydzień.
Nic nie robiłam, tylko leżałam, spałam, jadłam, brałam leki i oglądałam kolejne sezony odmóżdżających seriali amerykańskich.
Podniosłam poduszkę nieco wyżej, czasami jeszcze podobno w nocy chrapię.
Raz mi się mocno musiało przydarzyć, bo rano co ja paczę? Ktoś spał na mojej kanapie!
Biedny ten MójMąż...


Całuję Was radośnie z kanapy, ciesząc się, że jeszcze weekend przede mną.
Będę...dalej odpoczywać i nabierać energii na poniedziałkową chemię.




<3




poniedziałek, 15 września 2014

418. cudowna zmiana planu



"To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia."
~Jonathan Carroll

Świat jest dla mnie szaro-szary, kiedy źle się czuję.
Nie widzę bieli, ani czerni.
Nie ma dla mnie sensu cierpienie, chcę umrzeć, wyzwolić się, odlecieć, zamienić się w wampira, nie wiem, po prostu zmienić formę i treść siebie.
Jest tylko jeden warunek - musiałabym mieć przy sobie Moich Swoich.
Cierpienie nie uszlachetnia, cierpienie zabija od środka, dławi, dusi, krzyczy w milczeniu, skręca z bólu mózg, myśli zamienia w zabójstwo duszy. Kolce, które wystają na zewnątrz są tylko milczącą manifestacją krzyku rozpaczy i wołania o pomoc. O przytulenie, o ukojenie, o trzymanie za rękę. Nie potrzeba słów, zapewnień, zaklinania. Wystarczy być.

*

Wykrzyczałam swoje milczenie. Bo:
"Milczenie jest najgłośniejszym krzykiem o pomoc."




*

Chemia odwołana, muszę odpocząć.

Za tydzień będę się martwić.
Teraz i tu - słońce, ciepło, Moi Swoi patrzący z widoczną ulgą na mnie.

Dziękuję, że Jesteście z tymi swoimi odkurzaczami i miotłami :>


<3















piątek, 12 września 2014

417. off, off, off



Robię nowe miejsce na kanapie, bo już się zapada od gości.

Napiszcie, co u Was?
Jesień puka do drzwi? Kto mi nazbiera grzybków?



*

Zaprawdę upraszam się Was o MOC.


<3



niedziela, 7 września 2014

416. podwójne widzenie; 3 wlew, cz.1 NF1 i w ogóle to skarżę się, bo tak!




Jestem na podwójnej sztafecie 4x400 morfiny, więc może jakieś głupie głupoty popiszę?
Czemu na podwójnym gazie jestem?
Znowu chrapię :(, więc wyżej się kładę, skutkiem tego jestem dzisiaj połamana, rozedrgana, nieszczęśliwa, widzę już podwójnie, a boleć kurfa nie chce przestać zasrany kręgosłup lędźwiowy, już mnie nogi bolą od bólu...
Od urodzenia śpię na płasko, a teraz ratuję sen MM, który przecież do pracy musi chodzić, co nie?
Macie jakieś sprawdzone pomysły na za-przestanie chrapania własnemu Mężowi do ucha???
Jestem zdesperowana, biorę wszystko, byle działało!
No i czego to chrapie? Taka fajna dzieucha, a tak jedzie z koksem...:/


*

Obija mi się o oczy zapisane wołami w kalendarzu : 3 wlew NF1, cz.1, - 8.09.14...o jak mnie gorzej od tego...jak mi do jutra nie zejdzie ból, to chyba będę gryźć tętnice wszystkim, którzy staną na mojej drodze ku dożylnemu wlewania gównianego domestosa, chili chemii.

Leżę takam nieszczęśliwa, ocieram ukradkiem łzy, bo to nie czas na płacz...runda przede mną, a ja zepsuta :-[

edit 21.00:
Naprawiłam się, morfina zadziała, teraz mam "kaca na sucho".
Oszaleje kiedyś, obiecuję!

*

Wczoraj był piękny dzień, Teściowa skrzydełka takie zrobiła, że palce lizać, dobrze, że nie odleciała ;), MM włożył w słoiki malinki, mniam, zimą do herbatki, na goferka, ach, sama słodycz :) i grill był. Powąchałam dymku z kiełbaski, zjadłam kawałek i co? I poszłam spać.
I taki ze mnie pożytek. Dzisiaj będę leżeć cały dzień i zbierać MOCe od Was, no bo kto jak nie Wy?

A w Bieszczadach jesień puka nieśmiało do obiektywu cudnych fotografików (znalezione na FB) :




I takie też ładne, co nie?




Wybaczcie moją chwilową niedyspozycję i ściskajcie mnie za łapkę od rana, żebym trafiła do Kopernika na to cholerne 4 piętro, na koniec korytarza i w prawo, na salę ambulatoryjnego podawania cytostatyków.

Po-MOCy <3






środa, 3 września 2014

415. prezent pod choinkę


Ogłoszenie parafialne:




Wiem, że do prezentów gwiazdkowych jeszcze daleko, ale właśnie dzięki temu mamy dużo czasu, żeby zacząć pomagać.
Pomaganie jest piękne. Wy o tym wiecie. Dobro zawsze powraca, a to, co mam dla Was do przedstawienia, sprawia dużo frajdy temu, kto szykuje taki prezent.


"Prezent pod choinkę" to ogólnopolska akcja charytatywna, która prowadzona jest w Polsce od 2001 roku, polega na przygotowywaniu przez dzieci, młodzież i osoby dorosłe prezentów dla dzieci najuboższych, potrzebujących naszego wsparcia za granicą, a od 2013 roku do tych, którzy mieszkają na Ukrainie, Białorusi i w Rumunii.

Prezenty pakowane są do pudełek (o przybliżonych wymiarach 30/20/10 cm czyli takich, jak po butach), a ofiarodawcy mogą zdecydować o tym, dla którego dziecka przygotowują prezent - dla chłopców, bądź dziewczynek w różnych przedziałach wiekowych.  
Paczki z Polski trafią do najuboższych dzieci w Rumunii, na Białorusi i Ukrainie.
Poprzez akcję chcemy: 
- nieść pomoc tym, którzy bardzo jej potrzebują,
- uczyć empatii i wrażliwości,
- pokazać, że nawet mając niewiele, też można coś ofiarować,
- dać sposobność do aktywności charytatywnej.
 

W 13. edycji akcji "Prezent pod choinkę" przygotowano 4023 paczki. 1000 paczek przekazano na Białoruś do dzieci z parafii w Grodnie oraz w pobliskich miejscowościach, również w domach dziecka i w polskiej szkole. 2669 paczek przesłano do Rumunii, do dzieci z Brasov i Cismadie, Tatrang pod Brasov, Purkerecz i Zajzon, Halmagy, Oltszakadat, Sepsiszentgyorgy,  wychowujących się w rodzinach, ale również w domach dziecka oraz do dzieci ze świetlicy środowiskowej Arka Noego i do dzieci – podopiecznych streetworkerów w Lasi.  Na Ukrainę, ze względu na zaostrzone przepisy celne, trafiły pieniądze przekazane na paczki wirtualne (w sumie 354 prezenty).  
Nie możesz sam przygotować paczki? Nie masz czasu? My zrobimy to za Ciebie. Przygotujemy prezent dla nastolatka w wieku 12-15 lat. Twój prezent zawierać będzie: przybory szkolne, słodycze, artykuły higieniczne oraz gadżet  o charakterze chrześcijańskim. Do 9 listopada br. wpłać na nasze konto 60 zł, a w tytule wpłaty napisz: Wirtualna paczka + płeć.

Wartość prezentu to 50 zł, a 10 zł to opłata przeznaczona na pokrycie kosztów organizacji akcji oraz transportu.

Konto:
ING Bank Śląski SA o. Cieszyn 81 1050 1083 1000 0022 8838 0138
Centrum Misji i Ewangelizacji Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP
ul. Misyjna 8, 43-445 Dzięgielów 
Wszystkie szczegóły pod adresem:  KLIK

***

Z ogłoszeń osobistych: ból kręgosłupa to złooo.
Zapanowałam nad nim, ale przez morfinę śpię dłuuugoooo i gdzie się da :-]
Nierówna walka, ale szala jest po mojej stronie.

*

Młoda jest samodzielna i zadowolona.
Ja jestem beznadziejnym przypadkiem matki - kwoki.
Nawet nie pytajcie, bo na głupotę leku nie ma :-).

Ale zazdrościłam koleżankom ze szkoły takich matek - kwok...a one (owe koleżanki) tak na nie narzekały...

Idę, a właściwie wracam spać..? .<3



poniedziałek, 1 września 2014

414. matka roku z siostrą morfiną...




Stało się. Skończyły się wakacje. Co za utrata...

Długich poranków, kiedy leniwie zaplątana w kołdrę miałam ją całą dla siebie.
Powolnego i niespiesznego spożywania śniadania.
Picia porannego mleka z kawą przy laptopie.
Krótkiej zaraz drzemki :).
Czekania na powrót MM z pracy powodującego poprawę jakiegokolwiek samopoczucia :D.
Rozległych, popołudniowych leżakowań w cieniu.
Wspaniałych wieczorów, okraszonych muzyką przyrody i zapachem kwiatów...

Koniec!
Brutalny powrót do rzeczywistości, jedzenie Młodej na czas, sprawdzanie, czy wszystko ma, od chusteczek, po kapcie.

Poszłam z Młodą na rozpoczęcie roku szkolnego.
Dumna zasiadłam na końcu, na mile wyściełanym krześle, wdając się w rozmowę z sąsiadką w lewo i wychowawczynią po prawo. Młoda zginęła mi z oczu, ale uznałam, że z koleżankami gdzieś się zebrały i tyle.
Przecież nie będę dużej dziewczyny po sali ganiać!
Po skończonych uroczystościach pojechała ze mną na Osporil.
Wróciłam ledwie żywa, ale cała.

Przy obiedzie Młoda zdaje relację Babci, że fajnie, tylko to śpiewanie, przebieranie...
Zdumiona patrzę na Młodą
- Jakie śpiewanie, właśnie, gdzie Ty w ogóle byłaś, jak Cię nie było obok mnie??
Młodej widelec o mało z ręki nie wypadł.
- No jak gdzie, byłam w chórze.
- W tych poprzebieranych dzieciach, co hymn szkoły śpiewały? - dociekam zdziwiona.
Młoda się załamała.
- No nie widziałaś mnie?
- Nieeee.
- O Boże, westchnęła Młoda...żeby własnej córki nie widzieć...ja Ciebie widziałam, a Ty?
A ja ... jestem matką roku, niedowidząca swojego, jednego, jedynego dziecka...
Wstyd!


Jak Wasze "początki roków" :-D ?
Czy też Was coś ominęło?


Za dużo morfiny w moim życiu :-)
Niedługo zapomnę, że mam (s)raka :-D