(...) Nigdy nie odpuszczamy - mówił Nocny Wędrowiec. Do końca. Dopóki żyjesz, walczysz. Dopóki możesz myśleć, walczysz. To umysł jest bronią. Reszta to narzędzia. Nie mają znaczenia. Można je zrobić, zdobyć, albo zastąpić" ( "Pan Lodowego Ogrodu" J.Grzędowicz)

O mnie

Moje zdjęcie
Łódzkie
Xena - wojowniczka, która po długiej drodze zabijaki, pirata i herszta, opowiada się po stronie dobra. Rozpoczyna walkę ze wszystkim co poprzednio było jej codziennością. Staje się postacią pozytywną. /Tak jej się przynajmniej wydaje :)/ T2N2M0 G3 to moje symbole rozpoznawcze w świecie medycyny. Od lipca 2012 prowadzę dodatkową walkę z przerzutami do kości (tak, żeby mi się nie nudziło). Od lipca 2014 bujam się z przerzutami do wątroby... Napisz do mnie: ksena@op.pl

Online

Statystyki

środa, 26 września 2012

237.

Biegając po przychodniach, laboratoriach, gabinetach lekarskich zapomniałam, że L5 TEGO nie lubi.
Pokrzyżował mi plan dnia swoim sługą tramalem.
Leżem.
Analizuję morfologię, która donosi , że wbc spadły do poziomu 2,6. Wapń na granicy normy górnej, czyli generalnie pośrodkując - nie jest źle.
Z gorsetem są same problemy.
Za to na obsługę lekarską w moim rejonie - narzekać nie mogę. Hasło RAK otwiera wszystkie drzwi.
Na czole sobie wymaluję to to.

Jutro biegam dalej , dopóki sił starczy. Bo chęci brak.
W piątek pamifos.
Pff.



poniedziałek, 24 września 2012

236.

Nudny post będzie.
Nudny czas chorowania.
Ale jak widać - prawie idealnie o tej samej porze roku.
Zaaplikowano mi przez telefon antybiotyk i naprawiam się powoli.
Fajne są te konsultacje medyczne przez telefon :>


Czy są tu jacyś zachrypnięci i zasmarkani?


piątek, 21 września 2012

235.

Nie umiem, nie chcę chyba umieć pocieszać innych w sytuacji, kiedy na jaw wychodzi , że mam się gorzej. ( mam się gorzej nie oznacza, że jest aż tak źle ze mną teraz - chodzi o przerzut).
Czuję się jak morderca, kiedy informuje o tym fakcie. Widzę łzy w oczach wychowawczyni Młodej i mam wyrzuty sumienia. Pocieszam Ją, że przecież to można zatrzymać, że nie będzie tak źle, pokazuję, jak potrafię chodzić :> , a Ona ma łzy w oczach i szepce do mnie TYM szeptem , którego nie umiem przyjąć : tak mi przykro.
Tak mi przykro. . Taki banalny zwrot, nie będący w stanie wyrazić całej gamy uczuć. To szukanie słowa jest kłopotliwe. I dla chorego (mówię tu o sobie), który nie wie do końca też, jak się zachować. Jeszcze nie wie. .Jeszcze!
Głowolog przestrzegał mnie przed zbyt "zabawnym" i lekkim informowaniu innych o moim stanie.
Czyli w dobrym tonie nie było stwierdzenie do kuzyna Męża na wieść o postępie choroby: wiesz, czas miejsca młodszym ustąpić.
Lub: ach, to tak przed śmiercią bywa ha-ha (dot. pieczenia ciasta)
lub: wyśpię się jak umrę (wybitnie tak śmieszne jak stare) , tudzież : będziemy spać we trójkę, ja Ty i mój rak .

Nie mam pomysłu, co z tym zrobić.
I nie wiem, czy chce ten pomysł mieć.
Miłego łykendu!

czwartek, 20 września 2012

234.


Kto zna utwór?


Obietnic, oni wszyscy czują jak marnują siły na przekonanie mnie 

Marnują siły na mnie


Obietnic, oni wszyscy czują jak marnują siły na przekonanie mnie  



Osiągam szczyty rozumowania.
Tyle osób mi tłumaczyło.
Nie poszło na marne. Nic to, że do tego samego doszłam swoją, okrężną drogą .
Ja już WIEM.
Jak oszukać ból...
Przeciągnęłam bóle do wieczora, żeby brać tramal na noc.  Sprytne co? :>
Teraz nie boli cały dzień. (przynajmniej teraz, co nie oznacza, że mogę skakać pod sufit). A śpię jak niemowlę. Z piąstkami przy uszach. Gotowa do walki.
Enter.

A żeby nie było za różowo dopadł mnie sezon jesienny - z mega bólem gardła i zapchanym nosem.
I tak: na nos polecam napar z rumianku (wdychać pod ręcznikiem, a raczej wciągać przez nos) . A
Na gardło polecam tableteczki tantum v i/lubherbitussinekk dla dzieci (to wersja dla rakowców, "normalni" że tak powiem chorzy ssają normalne) Do tego hektolitry wody z miodem, cytryną, sokiem malinowym, czarnym bzem.

No i enter !





poniedziałek, 17 września 2012

233. a z chustką Jej do twarzy

Zastanawiałam się , jaki dać tytuł.
Ten, który jest - nie jest ani trochę dla zmyłki, to prawdziwy fakt.
Ten post powinien powstać już dawno temu, ale z przyczyn technicznych rodzi się dzisiaj.

Najpierw były litery. Rząd literek o przemyślanym i dojrzałym kształcie. Bez cukru, mocno, życiowo. Moc doświadczenia bije z wypowiedzi. Moc dobrego serca wyprzedza każde słowo. Kiedy jest potrzeba - potrafi wyciągnąć słownego bata i zrobić porządek z niegrzeczniuchami.

Tę Moc i Życzliwość płynącą z serca okazała bardzo szybko. Za słowami poszły czyny.
Bardzo dobra organizatorka, z dużą dozą cierpliwości.

"Przypadek" sprawił, że o moim nawrocie wiedziała jako jedna z pierwszych. Od razu zadeklarowała pomoc. I kiedy pojawiła się w Wieliszewie - od razu znalazłam ukojenie w Jej ramionach. Codzienne telefony, smsy, wizyty , które nie były logistycznie dla Niej proste - to wszystko osładzało mi pobyt w szpitalu. Kiedy przyjechała do mnie na cały dzień (to była sobota)zostawiając swoją psinę w domu samą , kiedy widziałam przez okno, jak wysiadając z taksówki taszczy ciężki plecak pełen niespodzianek dla mnie - łzy kapały mi przez ramię. Kiedy spędziłyśmy cały dzień na rozmowach, przytulaniu, na łzach i uśmiechu - uwierzcie, czułam się jak małe dziecko. Otoczenie szpitala nie zdołało zatrzeć wrażenia bezpieczeństwa i uczucia, że nie jestem sama.

Jest wspaniałą przyjaciółką, niesłychanie ciepłą Kobietą, wielką Wojowniczką, która potrafi opiekować się innymi wojowniczkami. Spędziła bardzo dużo czasu z Asią, mając zupełną świadomość, jak BYĆ z Kimś tak chorym, JAK pomóc, jak po prostu BYĆ. Dyskretnie, po cichutku, bez przymierzania chustki, bo od razu było Jej z Chustką do twarzy.

Panistarsza - to dla Ciebie , w podziękowaniu za to, co dla nas robisz :



czwartek, 13 września 2012

232. Z kanapą jej do twarzy...

Dzień zaczynam późno, bo o siódmej rano. Większość z Was jest już dawno w pracy, w drodze do pracy, niektórzy z pracy, inni po pracy.
Na chwilę obecną sama osobiście bawię się w kierowcę Młodej i wożę Ją do szkoły.
Dlaczego?
Otóż dlatego, że po długiej (!) i przespanej nocy wstaję niczym młody bóg.
Nie ma ze mną bólu.
Mogę chodzić, skakać, fruwać.
Czuję się jak naładowana bateria w telefonie.
Niestety, wraz z postępującym dniem zaczynam się rozładowywać.
Kiedy czuję, że TEN ból nadchodzi w okręgu L5, wiem już jak spędzę resztę dnia. (a nie powinnam dopuszczać do tego bólu, ale o tym kiedy indziej)
Na kanapie.
Kolejność jest taka: biorę tramundin , kładę się szybko, zanim usnę na stojąco i z reguły śpię. Śpię kwadrans, godzinę, dwie, zależy pewnie od układu słońca na niebie. Zanim usnę , muszę wziąć pod uwagę warunki domowe , logistyczne i sprawdzić, czy Młodą odebrałam ze szkoły. W weekend jest najprościej. Nie zważając na nic, po prostu odjeżdżam. Budzę się bez bólu, za to totalnie zakręcona i zmęczona. Dzień kończę przed 22 - śpię jak małe dziecko w nocy.
Zostaje mi więc kanapa.
Kanapa jako centrum moich westchnień. Wokół kanapy musi toczyć się życie domowe. Pod plecy kocyk lub poduszka, drugi kocyk do przykrycia, trzecia lub druga poduszka pod głowę, herbata w zasięgu ręki, telefon ściszony pod książką, można pożyć ? Można.

*

W związku z powyższym będę się starała (zgodnie z zaleceniem Profesora) o nowy element ubioru - gorset . Będę seksi. Wszystkie fałdy z przodu się pewnie zakryją.
Zaczynam o niego starania w tym moim grajdole, więc może to nieco potrwać. Ale kogo to?

*

Odwiedziła mnie ost taka jedna "koleżanka". Przyszła spełnić swój "obowiązek" i dowiedzieć się , co tak naprawdę się dzieje, czy to co mówią we wsi jest prawdą? Kiedy prosto z mostu i bez serca powiedziałam jej, co jest, zrobiła wielkie oczy i rzekła: ojej, a Ty taka spokojna jesteś? A wiesz, ja mam depresje, biorę leki, no i teraz przez Ciebie muszę wziąć tabletkę, bo mnie dobiłaś. 
Popatrzyłam na nią ze współczuciem godnym politowania.
Wzruszyłam ramionami.
Wyprosiłam ją, bo "od razu mi gorzej się zrobiło".
Ostatnio w ogóle często wzruszam ramionami.

sobota, 8 września 2012

231.

Och.
Jest mi przykro.
Żem taka nie-system-aty-czna?
Wy Jesteście.
Ale mnie nie ma.

*

Jakoś nie chcę być.

*

Jakoś nie bardzo informować, że właśnie się przechujowo* mam.

Jakoś...

Tak dziwnie?

edit: określenie "przechujowo" zostanie rozwinięte, gdy wena mi zatrybi. Jak na razie nawet ona mnie szerokim łukiem omija. 

poniedziałek, 3 września 2012

230.

Poranna rosa obmywa wyczyszczone niedzielą buciki.
Nerwowym ruchem szukam klucza od samochodu, trzymając pod pachą torebkę.
Coś mi wpadło do oka.
Klnę na cały świat, bo makijaż.
Włosy wyczesane staranował mi wiaterek. Poranny.
W samochodzie głową przestawiam lusterko. Słońce i tak świeci .
Jedziemy.
Stoimy.
Przejazd zamknięty.
Jest czas na szybkie poprawki.
Telefon już dzwoni.
Gdzie jesteś? Gdzie jestem? Już za chwilę będę.
Szybki całus Młodej i porwał mnie nurt. Wyścig.

Tak było kiedyś.

Dziś rosa wywołuje uśmiech na twarzy.
Nie szukam klucza od samochodu, bo ma on swoje miejsce.
Nawet jeśli coś mi wpadnie do oka - żaden problem. Makijażu nie ma.
Włosy codziennie same się układają.
Słońce tak świeci dla mnie , że wsiadam do auta jak szczęśliwy człowiek.
Przejazd może być zamknięty. Jest czas na rozmowę i wygłupy.
Telefon zapomniany leży pod poduszką.
Wbrew Młodej zaprowadzam Ją do szatni, bo tak.
Wracam do domu i sączę kawę.
Planuję swój dzień po swojemu. Nie po czyjemuś.
Bo tak.