Młoda pojechała z klasą na wycieczkę do stolycy - Warszawy .
Punkt honorowy wycieczki to Centrum Nauki Kopernik.
Punkt mniej ważny, ale istotny - McDon - również "zaliczony".
Super.
Tylko czemu cały dzień chodziłam z kąta w kąt?
Wyrywałam włosy z głowy,
kiedy w wyobraźni autobus miał wypadek?
Miałam takie wizje, że naprawdę... wstyd się przyznać.
Kiedy wracali do domu, wisiałam na telefonie z wychowawczynią.
Alem durna...ale musiałam , musiałam wiedzieć, że są cali, w jednym kawałku
i czy akurat robią siku - też mnie interesowało.
(Potem mnie zainteresowało, co mi dolega...)
Młoda z całej wyprawy przywiozła do domu globus.
Nie przejadła całej kasy, tylko zainwestowała :)
Morowo!
A jutro Młoda pisze egzamin trzecioklasisty.
Powyrywam sobie włosy z głowy? Przecież wiem, że umie, da sobie radę, będzie ok.
Strach o Młodą zostanie na zawsze.
A kiedy Ją zostawię za szybko, kto wszystkiego przypilnuje tak jak ja?
Ech, życie.
*
Jako prawdziwa kobieta topię swoje smutki i bóle w lodach.
Obłędnie się nimi zapycham na wszelkie możliwe sposoby.
Dla mnie liczy się tylko podwójna porcja. :)
Cudowna lekkość bytu na talerzyku.
Tu Wam też zapodaję muzyczną lekkość i idę coś podjeść :)
♥
Będziesz sobie wyrywała włosy zawsze, bez względu na jej i Twoje lata. I tego Ci życzę kochana. Tego jak najdłużej. Pokonania wszystkiego co do pokonania.
OdpowiedzUsuńNo i dobre myśli przesyłam.
M.
my matki tak mamy zawsze, zawsze się martwimy o swoje pociechy:), ale z tego co czytam to Twoja pociecha jest bardzo rezolutną dziewczynką. Pozytywne myślenie, że doczekamy się wnuków( sama staram się praktykować, z lepszym lub gorszym skutkiem;)). Pozdrawiam! Głowa do góry:) tynka
OdpowiedzUsuńach te matki, ach te córy, ach te dzieciaki. Tak to już jest i tak być powinno, poczucie że zawsze Ktoś się o nas martwi, Ktoś za nami tęskni, na Kogoś zawsze można liczyć aż w końcu, że Ktoś bezgranicznie nas kocha to jest Coś - co dodaje skrzydeł - najbardziej na świecie...no bo jak tu latać, fruwać, wnosić się nad wyżyny bez skrzydeł, no jak? Każdego dnia, nie ważne gdzie, nie ważne skąd, nie ważne jak daleko, ważne że Ktoś...ważne, że zawsze ...
OdpowiedzUsuńKseniuś jesteś wielka!!!
Pozdrawiam Ania K :)
To chyba tak już jest, że martwić się będziemy zawsze, dopóki sił nam starczy. Rodząc dziecko, rodzi się też "niepokój" o nie. Niby takie twarde jesteśmy, niby pozwalamy naszym dzieciom zdobywać nowe horyzonty, a za krzakiem stoimy na czatach i jak trzeba to horyzonty podsuwamy :).
OdpowiedzUsuńDziwne jesteśmy, ale chyba już tak mamy, i Twoja córka też taka będzie :), kiedy wybije jej godzina macierzyństwa.
♥
OdpowiedzUsuńjak ja się muszę skupiać nad tym, żęby się nie "nakręcić" tm lękiem!!
Bo jak się nakręcę to kapota.
A jakby co to będziemy tam z góry pilnować;)
Z góry lepiej nawet widać:)
Nie znam obaw matki o córkę. Ale na pewno jeszcze się zdążysz o wnuki pomartwić. Magda nic na zapas, pamietaj. Lody mniam mniam, moja gruba dupa je ubóstwia. uwielbiam..... mniam
OdpowiedzUsuńno chyba juz nie gruba :))
UsuńNo właśnie! Przeca 30 kg schudła rzeczona doopa - dobrze pamiętam???
Usuńuśmiechnęłam się czytając Twój wpis bo właśnie wczoraj doświadczyłam tej TROSKI rodzicielki ;) Mieszkam ok 120 km od rodziców i w dniu wczorajszym byłam z mężem u nich z wizytą. Wyjeżdżając usłyszałam niezmienne od lat - ale jak dojedziesz to się "odmelduj"... a mam 36 lat :)
OdpowiedzUsuńlody coś mają w sobie ;)
OdpowiedzUsuńKsenuś, tak jak wyżej pisze Anonimowy, tak też jest u mnie. Najpierw Rodzice, potem już tylko Tata - zawsze, ale to zawsze melduję się telefonicznie po przyjeździe, obojętne, czy jechałam 20, czy 500 km
OdpowiedzUsuńTaka to już rodzicielska troska i równocześnie takie to miłe, choć ma się już dzieści czy dziesiąt lat.
Twoja córa mądra i rezolutna, jutro też się z pewnością wykaże :)
Mamy na jutro kolejny powód do trzymania kciuków :)
Kochana, nie nakręcaj się zbytnio, choć doskonale Cię rozumiem, bo też się czasem nakręcam, to często niezależne od naszej woli i zdroworozsądkowego myślenia.
Buziaki :)
Kochana Mamita:) mówiąc, ze strony wychowawcy, do którego zmartwieni rodzice wydzwaniają, ja zawsze znajdę czas i chętnie porozmawiam, bo wiem, że ich zmartwienia są ważniejsze do wysłuchania niż mój zabierany czas:) Dla zmartwionych rodziców trzeba miec go zawsze;*
OdpowiedzUsuńUf. Myslalam, ze cos ze mna nie halo ;-)
OdpowiedzUsuńA to raczej normalne - troska, od ktorej Mloda przewraca oczami.
A ja to nawet lubie na to patrzec.
Wybaczyc brak polskich liter.
W tel ich nie ma.
Caluje <3
ksenuś, a kopa w doope kcesz za takie myślenie?:))
OdpowiedzUsuńlody som pyszne, a zwłaszcza śnieżki...:P
ach te nasze mamy, mamusie, mamcie....mimo 30 na karku uwielbiam, jak czasem wypali a jadłaś?dojechałaś?itp.
OdpowiedzUsuńco to lodów to zdecydowanie polecam lody waniliowe z bitą śmietaną, polewą toffi i orzeszkami. Cuuuuuudo
to własnie miłość ... każda "normalna" mama tak się zachowuje..jak byłam w ciązy i marudziłam,że rodzę w świeta i nie pojem sobie dobrze to mi Wigilię Mamcia w listopadzie zrobiła :) takie to juz Mamy s0m, teraza sama jestem Mamą i wiem ;)
OdpowiedzUsuńLooooody... Mniam!
OdpowiedzUsuńStaram sie jeno paczeć, albowiem przybieram w doopie w tempie ekspresowem, jeśli zacznę je wcinać.
A jak zacznę to nie mogę przestać, taka prawda...
Mamy maj, upałów ognistych JESZCZE brak, zatem się skupiam na paczeniu:)
Ale Ty chudziaczku wcinaj ze smakiem i mlaskiem - należycisie!
:***
No to jutro trzymam kciuki za mojego synka i Twoją córcię:) Będzie dobrze:)
OdpowiedzUsuńKsenuś, trzymam kciuki za Córcię
OdpowiedzUsuńTobie ślę ciepłe myśli :*
Mam to samo.Może to jakaś zakaźna choroba matek?Hmmm...i wtedy lody też najlepiej działają - uspokajają na maxa,dopóki się nie skończą :P Pozdrawiam !!!!
OdpowiedzUsuńNo nawet nie mów. Pierwszego moje dziecię wyjeżdża na wycieczkę do Belgii i GB, na 10 dni!!! Już mam koszmarne sny. Jeśli będę zajadać stresy, to po powrocie mnie nie pozna...
OdpowiedzUsuńps. Bardzo lubię bakaliowe. I sorbety :D
dziś zjadłam bardzo dużo lodów...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKochane Mamy:)
OdpowiedzUsuńZamiast zamartwiać się, przeróbcie swoje lęki na pozytywne myślenie o tym co robią Wasze pociechy gdy są zdala od domu. W czasie moje pociechy zaczęły wyjeżdżać i to bardzo daleko, moje myśli krążyły nad nimi niczym ponure sępy. Szybko dotarło do mnie że nie mogę zamęczać ani ich, ani siebie złymi myślami i galopadami wyobraźni w ponure rewiry. Zaczęłam sobie wyobraża, że są uśmiechnięci, szczęśliwi, że zwiedzają w gronie rówieśników świat i uśmiechałam się do tych myśli. Przerobiłam lęk na uśmiech i tak już zostało. Pozdrawiam Was Mamy i życzę p[pozytywnego myślenia bez lęków i demonów.
Moja najstarsza córcia pojechała pierwszy raz na obóz jak miała 8 lat. Był to obóz harcerski, pod namiotami. Myślałam,że oszaleję ze strachu, powstrzymywałam się,żeby nie dzwonić do druhny, zwłaszcza,że przez dwa tygodnie lało:(
OdpowiedzUsuńJak wróciła i zobaczyłam jej rzeczy, to myślałam,że zejdę na zawał, ale radość dzieciaka po powrocie -bezcenna :)
Dzięki za (po)rady :)
OdpowiedzUsuńBędęm próbować
♥