Robiliśmy poświąteczno-noworoczne porządki w papierach. Uzbierała się tego cała ciężarówka typu tir :]
Z okrzykiem znaleźnego wyszarpałam spomiędzy segregatorów kartkę papieru.
Mam!
Co?
Swój testament!
M. spojrzał na mnie jak na wariatkę. Napisałaś testament? Kiedy?
Kiedy? Jak zachorowałam. Banał, co?
Rozmowy na temat testamentu wprawiają w ludzi w zakłopotanie. Po co? Przecież każdy z nas posiadający coś, jakiś tam majątek, rzeczy, odzież, nie wiem, nawet telewizor-powinien je rozdysponować zgodnie ze swoją wolą, a nie patrzeć z góry, jak (odpukać) najbliżsi się szarpią.
Kiedyś był taki motyw w serialu komediowym - teściowa wpada do synowej do sypialni, otwiera szafę i mówi: dziecko, jaki ty tu masz bałagan! Musisz zawsze mieć idealnie poukładane ciuchy.
po co-pyta poirytowana synowa
no , a jak umrzesz nagle? To kto znajdzie twoje rzeczy do ubrania do trumny?
Mnie to nie śmieszyło wcale, ale pozwoliło się zastanowić, czy w razie czego mój mąż znajdzie potrzebne majty na tą szczególną okazję? Nie znajdzie, bo są pomieszane z wszystkimi częściami garderoby ! I tylko ja wiem, gdzie ich szukać!
Rozdysponowałam swoje części "majątku" , bo przestraszyłam się , że zaraz umrę.
Jeszcze nie umarłam, ale jestem spokojniejsza.
A małżonek schował mój testament z wielkim szacunkiem i troskliwością :]