Po długim namyśle postanowiłam "zrehabilitować" swoją rękę i siebie , więc wyciągnęłam kosiarkę.
Szybko mi pokazała, gdzie moje miejsce.
Wszystko poszło nie po mojej myśli.
Ale walczyłam . Ile mogłam.
Wyobraźnia szalała.
Najeżdżałam na wysoką trawę i bluzgałam "a masz chamie!!!!"
Trochę pomogło. A teraz szaleje na dworze zamiast mnie BURZA.
dobre i ... trzymam kciuki
OdpowiedzUsuńKsena zaglądnij tutaj ,myślę że powinnyście się poznać http://milosc-rak-codziennosc.blog.onet.pl/2,ID427675827,SL427687129,index.html . Pozdrawiam wojowniczko :)
OdpowiedzUsuńBiofanka
Zajrzałam . Wielkie dzięki :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ściskam :*:)
A ja zajrzałam tu do ciebie, przeczytałam od deski do deski, zryczałam się jak bóbr. Jesteśmy jakieś powalone, że tak wyjemy, w obliczu tego świństwa wiele się zmienia. Jakbym czytała siebie, jestem w twoim wieku, a o raku dowiedziałam się 2 tyg przed tobą, też ledwo pokazałam łysy łeb. Pozdrawiam Cię serdecznie. Ja piszę sobie miłość rak codzienność i czasem nawet wyję nad samą sobą. Podaję swojego maila tak o jakby coś... anulka82@poczta.onet.pl Anna
OdpowiedzUsuńRazem raźniej. Buziaczki i miłej niedzieli!!Biofanka
OdpowiedzUsuńWitam, od dłuższego czasu czytam Twojego bloga, który napawa mnie nadzieją na to że pomimo przeciwności jakie napotykamy na swojej drodze warto walczyć do końca swoich sił. Twoja radość, która przepełnia każdy post zamieszczony na blogu jest wielka. Mam nadzieję że wyniki markerów będą w normie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam www.wyzdrowieje.blog.onet.pl
Biofanka, zobacz kochana, ile dobrego dzisiaj zrobiłaś :*
OdpowiedzUsuńMadziu - ta wstrętna choroba dała mi trochę radości z życia. Taki paradoks.
Ania-już widzę, jak się uśmiechasz :)
Ściskam Was:*