piątek, 20 maja 2011

Wielkie koszenie he

Po długim namyśle postanowiłam "zrehabilitować" swoją rękę i siebie , więc wyciągnęłam kosiarkę.
Szybko mi pokazała, gdzie moje miejsce.
Wszystko poszło nie po mojej myśli.
Ale walczyłam . Ile mogłam.
Wyobraźnia szalała.
Najeżdżałam na wysoką trawę i bluzgałam "a masz chamie!!!!"
Trochę pomogło. A teraz szaleje na dworze zamiast mnie BURZA.

7 komentarzy:

  1. dobre i ... trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
  2. Ksena zaglądnij tutaj ,myślę że powinnyście się poznać http://milosc-rak-codziennosc.blog.onet.pl/2,ID427675827,SL427687129,index.html . Pozdrawiam wojowniczko :)
    Biofanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajrzałam . Wielkie dzięki :*
    Pozdrawiam i ściskam :*:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja zajrzałam tu do ciebie, przeczytałam od deski do deski, zryczałam się jak bóbr. Jesteśmy jakieś powalone, że tak wyjemy, w obliczu tego świństwa wiele się zmienia. Jakbym czytała siebie, jestem w twoim wieku, a o raku dowiedziałam się 2 tyg przed tobą, też ledwo pokazałam łysy łeb. Pozdrawiam Cię serdecznie. Ja piszę sobie miłość rak codzienność i czasem nawet wyję nad samą sobą. Podaję swojego maila tak o jakby coś... anulka82@poczta.onet.pl Anna

    OdpowiedzUsuń
  5. Razem raźniej. Buziaczki i miłej niedzieli!!Biofanka

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, od dłuższego czasu czytam Twojego bloga, który napawa mnie nadzieją na to że pomimo przeciwności jakie napotykamy na swojej drodze warto walczyć do końca swoich sił. Twoja radość, która przepełnia każdy post zamieszczony na blogu jest wielka. Mam nadzieję że wyniki markerów będą w normie :)
    Pozdrawiam www.wyzdrowieje.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Biofanka, zobacz kochana, ile dobrego dzisiaj zrobiłaś :*
    Madziu - ta wstrętna choroba dała mi trochę radości z życia. Taki paradoks.
    Ania-już widzę, jak się uśmiechasz :)
    Ściskam Was:*

    OdpowiedzUsuń